31 lipca 2011 roku minęła kolejna rocznica śmierci króla Belgii Baudouina I. Szerokim echem w świecie odbiła się abdykacja króla w 1990 roku, gdy zgodnie z zapisem konstytucji uznał się za "niezdolnego do sprawowania władzy", nie mogąc w zgodzie z własnym sumieniem podpisać ustawy zezwalającej na aborcję. W maju 1995 roku papież Jan Paweł II, poruszony życiem belgijskiego króla mówił z przejęciem i wyraźnym wzruszeniem, że "Baudouin I jest przykładem dla całego świata a jego pośmiertne przesłanie jest uniwersalne"...
Baudouin urodził się 7 września 1930 w Laeken w Belgii, zmarł 31 lipca 1993 w Motril w Hiszpanii. Panował od roku 1951 roku, kiedy to abdykował jego ojciec - król Leopold III. Wzorując się na Albercie I, rządził państwem w sposób modelowy: z taktem radzi sobie z kolejnymi kryzysami ministerialnymi, rozstrzyga spory między Walończykami i Flamandami, zawsze był opanowany i postępował z godnością wielkiego króla. 15 grudnia 1960 roku w katedrze św. Michała i św. Guduli poślubił swoją wielką miłość życia - Fabiolę de Mora. Baldwin nie doczekał się dzieci. Fabiola po dwóch poronieniach straciła możliwość posiadania potomstwa. Mimo tego osobistego dramatu para królewska, uwielbiana przez Belgów i czule związana, kontynuowała swe nienaganne panowanie (dokonując między innymi dekolonizacji Konga) przez trzydzieści trzy lata. 31 lipca 1993 roku, po czterdziestu dwóch latach panowania, Baldwin umarł nagle na serce w swej willi w Motril w Hiszpanii.
Daniel Ange nazwie go świetlaną postacią, pokornym i dzielnym rycerzem, obrońcą życia, królem według upodobania Bożego. Zapiski duchowe belgijskiego monarchy odkrywają przed nami, co przeżywał w momencie strasznego dylematu sumienia, poprzedzającego jego pełne opowiedzenie się za życiem, które rozeszło się szerokim echem w całym świecie (swoją drogą... gdzież są dzisiaj podobni politycy, którzy mają jeszcze sumienie...). W roku 1990 pisał w swoim dzienniku:
"Kleszcze się zaciskają... Panie, daj mi łaskę bycia gotowym na śmierć, bym poszedł za Tobą. Czegokolwiek ode mnie zażądasz, będzie to jakaś forma umierania"...
A po odmowie podpisania prawa do aborcji, kiedy wolał stracić tron, niż opuścić swoich najsłabszych poddanych, ukrytych w łonach belgijskich matek, napisał:
"Gdybym tego nie zrobił, do końca życia byłbym chory z powodu zdrady Pana"...
Król nie był teoretykiem, ale nie był też osobą lubującą się w rozważaniach spekulatywnych. Swoją wiarę przeżywał z całą życiową logiką. Z 1984 roku pochodzi list, w którym król opowiada po prostu, dlaczego wierzy. Był on zaadresowany do osoby, która napisała do króla w chwili buntu i agresji wobec wszystkiego, co dotyczy religii lub przyjętych zasad postępowania. Odpowiedź króla była bezpośrednia, bardzo osobista i taktowna, nie wdająca się w polemikę. Król odsłania tajniki własnej drogi duchowej. Jego wyznanie wiary jest proste, szczere i pozbawione dwuznaczności:
"Kiedy otwieram oczy i rozglądam się wokół siebie, odkrywam na nowo miłość Boga do mnie i do całej ludzkości. Widzę, że za każdym razem, kiedy ludzie starają się żyć ewangelia, tak jak nas Jezus nauczał, to znaczy miłować się wzajemnie, jak On nas umiłował, świat zaczyna się zmieniać: agresja, lęk i smutek ustępują przed pokojem i radością. Mogę Panu powiedzieć, że od wielu lat, pomimo wszystkich mych błędów i słabości, doświadczam tego pokoju i radości, i to niezależnie od tego, jakiekolwiek są otaczające mnie trudności i podziały. Nikt nie może sam z siebie zachować w sercu tego pokoju i radości. Jednakże Jezus obiecuje go każdemu, kto pragnie pójść za Nim.
Kiedy bytem jeszcze młody, odkryłem, ze Bóg mnie kocha w osobie Jezusa i że jest to miłość szalona, niewyobrażalna, ale bardzo konkretna. Odkryłem też, że poddał się najbardziej okrutnemu męczeństwu, aby nas zbawić, aby mnie zbawić, aby wybawić każdego z nas osobiście z niewoli zła i aby uzdolnić nas do uczestnictwa, jeśli tylko tego chcemy, w Jego boskim życiu. Odkryjemy, że, jeśli się tylko na to zgodzimy, Jego Ojciec stanie się naszym Ojcem, moim Ojcem. Odkryjemy, że Maryja, Jego Matka, stanie się również moją Matką, naszą Matką.
Od tego dnia moje życie uległo zmianie, to znaczy mój sposób patrzenia na świat. Obawiam się bowiem, że pozostaję nadal takim samym naiwniakiem, z tymi samymi wadami, które miałem. Niemniej jednak moje słabości już mnie nie zniechęcają, przeciwnie - ze względu na nie całkowicie polegam na wszechmogącej Miłości i Mocy mojego Ojca, który jest również Pana Ojcem.
Odtąd niemal każdego dnia dostrzegam w moim życiu wyraźne znaki Bożej miłości. Jednym z najbardziej znaczących była i jest Fabiola. Niekiedy zadaję sobie pytanie, czy wszystko to nie jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe, czy nie było to owocem mojej wyobraźni, należącym bardziej do bajek o wróżkach niż do twardej rzeczywistości. Czyżbyśmy wszyscy nie byli zdani na mniej czy bardziej okrutny los w świecie, w którym panuje zasada „każdy dla siebie" i prawo silniejszego?"
Tajemnicy życia króla nie trzeba daleko szukać; mieści się ona w głębi jego życia duchowego. Mówiąc dokładniej: w jego zjednoczeniu z Bogiem, przeżywanym dzień po dniu po chrześcijańsku, to znaczy przekładanym na gesty codziennej służby dla innych. Kochał ludzi nie po to, by zyskać Bożą Miłość, ale miłością z Miłości Bożej wypływającą, nie poprzez łaskawe zniżenie się do nich, ale ze względu na głęboki sens ludzkiego braterstwa, które miało dla niego swe źródło w wierze. Jego otwartość i gościnność, a co za tym idzie — zadziwiający dar zapominania o sobie, dawały mu pewną przenikliwość i niezwykłą dyspozycyjność.
Codzienna Msza św. była dla króla mocnym punktem dnia, jego źródłem wody żywej na duchowej pustyni świata. Na wszystkich kontynentach, dokąd wiodły go obowiązki monarsze, prosił o znalezienie miejscowego księdza, zazwyczaj belgijskiego misjonarza, który odprawiłby dla niego Mszę. Chciał żyć codzienną Eucharystią, w rytmie życia liturgicznego, zgodnie z obchodzonymi świętami i zawartymi w mszale fragmentami Pisma św. W swoim kieszonkowym notesie zapisywał myśli dnia, które wybierał z kolekty, listu czy Ewangelii, i które niekiedy przekazywał telefonicznie bliskim przyjaciołom. W tymże notesie znaleziono po śmierci modlitwę, która była dla niego stymulacją, bodźcem do wykonywania monarszych obowiązków:
Spraw, Panie, abyśmy cierpieli,kiedy cierpią inni;Nie pozwól, Panie, abyśmybyli szczęśliwi w samotności;Obdarz nas, Panie, lękiemprzed powszechną biedą,I wyzwól nas od nas samych,jeśli taka jest Twoja wola.
W powiązaniu z Eucharystią - sakrament spowiedzi był dla niego źródłem odnowy i ożywiającą siłą. Również regularnie udawał się na weekendowe rekolekcje czy to z królową, czy też ze swymi przyjaciółmi. Jednemu z nich powiedział, że jest królem, żeby:
Kochać swój kraj,modlić się za swój kraj,i cierpieć za swój kraj.
Nie wiem jak was... Ale postać tego belgijskiego monarchy porusza mnie szczególnie... I dlatego ośmielam się dziś prosić Cię Panie: o więcej takich władców, polityków, rządzących narodami, którzy odważą się żyć i rządzić zgodnie ze swoim sumieniem... Którzy będą opowiadać się za życiem, szczególnie tych najbardziej bezbronnych... Amen...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz