Po sześciu latach kapłańskiej wędrówki śladami Rabbiego z Nazaretu, drżę wciąż tak samo i ufam wciąż mocno, umierając powoli i mozolnie. Trochę mi blisko do tego, co ks. Jerzy Szymik wyrazić próbował w swoim przepięknym, kapłańskim wierszu Kyrie:
"Panie, / jest inaczej niż być miało / ani góry, ani morwy / nie rzucają się w morze na moje słowo / nieustannie idzie na burzę, / nieustannie czerwieni się zasępione niebo. / fale zalewają łódź. / a wichry i jezioro nigdy nie są mi posłuszne / mam kilka ryb, / siedem chlebów / i nieskończoną wielość głodnych do wykarmienia / dotykałem tylekroć Twojego płaszcza, / a nie jestem zdrowy"...Patrzę na swój obrazek prymicyjny. Umieściłem na nim słowa Chrystusa z Ewangelii św. Jana: "Jak mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej"... (J 15, 9). Miłość, Ojciec, trwanie. Te trzy ewangeliczne słowa stały się dla mnie (i pozostaną już na zawsze) kluczem do rozumienia i przeżywania drogi kapłańskiej.
Tym, co najpiękniejsze z perspektywy sześciu lat kapłańskiego i zakonnego żywota (... przecież to dopiero "początek") pozostaje i jest (wciąż przeze mnie doświadczane) "podobne niepodobieństwo" do Chrystusa, który kiedyś spojrzał się na mnie jak na Judasza, Piotra, Mateusza i innych, mówiąc "Pójdź za Mną"... To wszystko, o czym przed laty szeptał mi do serca Jezus, spełnia się nieustannie, ale jakby nie do końca. I za to najbardziej Bogu dziękuję. Przekonuję się bowiem, czując ciężar liturgicznych szat, że to wszystko co ważne i najważniejsze, zależy nie ode mnie, od radykalizmu życiowej drogi (choć jakoś pośrednio... w pewien sposób zależy) lecz od serdecznego przylgnięcia do Mistrza, do Jezusa. Od tego wszystko zależy i to jest najważniejsze i najtrudniejsze zarazem dla człowieka w sutannie (czy habicie), rasowego mężczyzny, z natury egoistycznego "drania", który lubuje się w odczuwaniu słodyczy, gdy wszystko kręci się wokół niego. Tacy jesteśmy, my mężczyźni. I takim Jezus postanawia zaufać, ciągnąc ich za sobą.
To jedno z najtrudniejszych (choć tak bardzo potrzebnych) doświadczeń księdza... Odkryć genialną metodę Boskiej interwencji: idziesz, mówisz, nakładasz ręce, karmisz a "wszyscy rzucają się w morze", ale nie na moje słowo, tylko na Jego słowa, które są odwieczne i takimi pozostaną. Jedyne, co w tym wszystkim moje, sprowadza się do niezliczonych prób i ruchów dłoni, naznaczonych świętymi olejami z dnia święceń, dłoni która chce się dotknąć płaszcza, Jego płaszcza, wierząc w uzdrowienie, w oczyszczenie z pychy, samowystarczalności, bufonady, egoizmu...
Ludzie potrzebują księdza, bo tęsknią za Chrystusem. Za tym, co wieczne, co pachnące Niebem, co stałe i wypełnione po brzegi czystą, mądrą i cierpliwą Miłością, umęczoną i ukrzyżowaną, przebaczającą, tęsknią za Bogiem, który stał się jednym z nas. Tak jak ksiądz, chcą dotknąć się Chrystusowego płaszcza, rzucić się w morze, karmić się chlebem, powstawać z martwych, żyć umierając. Doświadczam tego każdego dnia. Jestem jednym z nich, jestem tak samo zagubiony, poraniony, tak samo atakowany przez demona południa, ojca kłamstwa. Z ludzi wzięty. Dla ludzi ustanowiony. To też jest trudne, choć nieuniknione, gdy się z ludźmi wąską ścieżką, przez ciasną bramę próbuje wędrować do Nieba.
Jestem księdzem marnotrawnym. Często wracam, upokorzony maksymalnie swoją nieporadnością, do Ojca, rzucam się na Niego, płaczę i odżywam w Jego ramionach. To dzięki tym powrotom jest siła, by "niewidzialna łaska" kapłaństwa rzucała w ziemię kolejne ziarna, gotowe na śmierć, na nowe życie. Kocham głosić Ewangelię, choć czasami, ci co słuchają mają w dłoniach kamienie, kocham w drżących dłoniach unosić ku Niebu Ciało Boga, w ciemnościach konfesjonału odkrywać światło, rozlewać na lewo i prawo Boże Miłosierdzie tym, którzy postanowili powrócić, odżyć na nowo.
Trudne jest czasami mówienie o Bogu. Żyjemy w czasach światłocieni, półmroków, szarzyzny. To prawda i dlatego tym bardziej o Chrystusie trzeba mówić. Tam, gdzie jest światło, kolory nabierają intensywności, kontury stają się wyraźne. Mówić o Bogu, głosić Dobrą Nowinę. Jak Jezus. Ile On gadał. Dużo gadał. Opowiadał, mówił, gadał, wszędzie gdzie się pojawił. Taki Boży gaduła. Ale, zwróćmy uwagę, jak gadał. Mówił o tym, czego doświadczył, co czuł. Wiedział do kogo mówił. Znał dobrze serca słuchaczy. Mówił i żył. Czasami milczał. Jak na krzyżu. Kilka słów. My księża lubimy gadać, mędrkować. A tu trzeba nam mówić i żyć. Mówić i żyć tak, by dać się w końcu ukrzyżować. Jak się nie damy ukrzyżować za słowa swoje i życie to znaczy, że "niewidzialną łaskę" porzuciliśmy już dawno, zabiliśmy swoją gnuśnością, wygodnictwem. Że w luksusie i grzechach paskudnych oddychamy a nie na krzyżu. Czasami słów brakuje, gdy ludzie dają świadectwo o swoich spotkaniach z nami, kałanami. Jeśli ktoś dobija święty Kościół, to my księża, najbardziej. I dlatego warto wracać do Ojca. Nie bać się być księdzem marnotrawnym. Tam gdzie jest prawda, jest Chrystus. Tam też miejsce nas, księży.
Sześć lat temu, leżąc na posadzce archikatedry, wiedziałem, że łatwo nie będzie. Że komu wiele dano, od tego więcej wymagać się będzie. Dziś dziękuję i przepraszam. Mam oczy, Panie, które wilgotnieją często. Od łez i od Twojej śliny. Mam uszy, które nie słyszą, choć tyle razy do mnie mówiłeś i mówisz wciąż. Nie przestaję za Tobą tęsknić, Panie. Nawet wtedy, gdy jesteś blisko. Nie przestaję też prosić: jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Wiele grzechów kapłańskich wciąż ci przynoszę, z dalekich krain. Podnosić mnie nie przestajesz, wciąż wierzysz i ufasz, jak długo... Panie?... Modlę się...
Stwórz o Boże we mnie czyste serce,__________________________________
odważne serce, które będzie mówiło i żyło,
daj rozumowi siłę, by ścigał to serce,
by płonął Ogniem, który płonie, choć nie spala.
Daj ręce, gotowe do znaków krzyża,
niekończących się błogosławieństw,
do miłosiernych rozgrzeszeń,
od których na ziemi tak dużo Nieba.
Usta dotknij rozżarzonym węglem,
by mówiły o tym, co ważne,
by potrafiły zamilczeć, wtedy gdy Ty mówisz,
by sączyła się z nich prawda.
Niech moje kapłańskie oczy oglądają Twoje Światło,
niech moje kapłańskie uszy słyszą Twoje słowa,
niech moje kapłańskie stopy niosą Ewangelię,
niech moje kapłańskie dłonie łamią chleb,
niech moje kapłańskie ciało będzie krzyżowane,
niech moje kapłańskie serce oddycha niewidzialną łaską.
Jeżeli chcesz, możesz mnie oczyścić!
Zalękniony choć pełen nadziei, Panie,
upadający, choć wciąż przez Ciebie podnoszony,
marnotrawny kapłan, odnaleziona owca,
wołam dziś do Ciebie, jak zawołałem niegdyś:
Oto ja, poślij mnie, zmiłuj się nade mną,
do Nieba poprowadź, razem z tymi wszystkimi,
których poprzez kruche kapłaństwo dotknąłeś.
Tobie cześć, chwała i uwielbienie,
przez wszystkie wieki wieków! Amen...
W szóstą rocznicę święceń kapłańskich. Stargard 2012
Drogi Księże
OdpowiedzUsuńNiech ci Pan błogosławi i niech cię strzeże;
niech ci ukaże oblicze swoje i zmiłuje się nad tobą.
Niech zwróci oblicze swoje ku tobie
i niech cię obdarzy pokojem
por. Lb 6, 24-26
A Maryja Matka kapłanów niech trzyma Cię za rękę i prowadzi do Jezusa Chrystusa
Nawet gdy bardzo, bardzo daleko odchodzimy my Dzieci Marnotrawne, to zawsze po powrocie Dobry Ojciec czeka na nas z czystą szatą i pierścieniem. "Ojcze - Ty kochasz mnie, nie dlatego, że jestem dobry, ale dlatego, że jestem dzieckiem, Twoim dzieckiem..."
OdpowiedzUsuńZ okazji Rocznicy, Drogi Bracie Rafale - życzę Ci, żebyś się nie zmieniał! Właśnie takiego Cię potrzebujemy, odchodzącego i powracającego i rozgadanego - my, dla których 6 lat temu zostałeś ustanowiony...
Bogu dziękować za takich kapłanów i oczywiście gratuluje 6 lat i życzę kolejnych
OdpowiedzUsuńksiądz nawet sobie nie zdaje sprawy jak wspaniałym księdzem jest. gratuluje tych wspaniałych lat i życzę oczywiście kolejnych. jest ojciec potrzebny tym wszystkim młodym ludziom nawet ksiądz sobie nie zdaje sprawy jak wiele znaczy dla nich księdza uśmiech ;-)
OdpowiedzUsuń"Sześć lat temu, leżąc na posadzce archikatedry, wiedziałem, że łatwo nie będzie. Że komu wiele dano, od tego więcej wymagać się będzie" - pięknie ujęte , bardzo mądrze i prawdziwie
OdpowiedzUsuńCzcigodny księże,to już sześć lat,patrz jak szybko mija czas,to już parę lat jak Jezus ukazał mi twoją twarz,jak patrząc na zdjęcie wiedziałam,to jest kapłan,ten wyjątkowy,pokazywał to co w Tobie najpiękniejsze,pokazywał Siebie.
OdpowiedzUsuńW tych słowach co napisałeś,tak pięknie odsłaniasz swoje słabości i piękną duszę.Więc nie dziw się,że tak jak za Chrystusem,tak i za tobą pójdą tłumy,bo Ty Go niesiesz.
I tak jak parę lat temu,tak i teraz obiecuję,że trwam na modlitwie za Ciebie.Bóg Cię wybrał i Bóg Cię nie zostawi samego w tych zmaganiach.Pozdrawiam serdecznie kwiatku.