Jezus i Jego uczniowie podróżowali przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: "Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie". Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum.
Gdy
był w domu, zapytał ich: "O czym to rozmawialiście w drodze?" Lecz
oni milczeli, w drodze bowiem
posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł,
przywołał Dwunastu i rzekł do nich: "Jeśli kto chce być pierwszym, nich
będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich".
Potem
wziął dziecko; postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich:
"Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie
przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał". (Ewangelia na XXV Niedzielę w ciągu roku. Mk 9, 30-37)
Ludzka rzecz marzyć
o sławie, karierze, o odnoszeniu zaszczytów. Ale zapanować nad swoim "ego" w czasie realizacji tych marzeń - rzecz paskudnie trudna. Wystarczy przyjrzeć się
naszym politykom. Jak łaszą się liderom poszczególnych frakcji, gotowi złamać
sobie sumienie, zaprzedać duszę diabłu, byleby być u władzy, mieć kasę i
sprawować rząd dusz. Wielu z nich to zwykli karierowicze, ślepi i głusi
urzędnicy, którym do głowy nie przyjdzie, że większość społeczeństwa klepie
biedę, żyje na skraju ubóstwa. Bo jak się zarabia po kilka, kilkanaście tysięcy
złotych miesięcznie, od czasu do czasu siadając w fotelu sejmowym, to trudno
pojąć (i łaskawie zauważyć), że są Polacy, którzy w tygodniu robiąc zakupy mogą
sobie pozwolić na 30 deko pasztetu i pół kilo salcesonu. Wiele małżeństw ma
kilkoro dzieci, łatwo nie jest. I przysłowiowy „szlag” trafia człowieka, gdy
widzi w telewizji uśmiechniętego premiera i stadko ministerialne, szczycące
się, że Polacy średnio zarabiają ponad trzy tysiące złotych, podczas gdy
wszyscy wiemy dobrze, że średnia jest średnią a życie, chociażby w Stargardzie,
coraz trudniejsze…
Pamiętam słowa
mojej siostry, która mieszkając w Gdańsku i pracując w szpitalu jako
pielęgniarka, ze łzami w oczach mówiła mi: „Rafał,
ja naprawdę nie daję już rady. Jest połowa miesiąca a ja nie mam pieniędzy.
Opłaty, rachunki, dziecko, które chodzi do szkoły, masakra. Ja od kilku
miesięcy nic sobie nie kupiłam, żadnej nowej bluzki, bo zwyczajnie nie mam
pieniędzy”. Ostatecznie podjęła decyzję i wyjechała za granicę. Obecnie z
mężem i córką mieszkają w Holandii. Ilu Polaków, z bólem serca i nadludzką
desperacją, musiało podjąć taką decyzję? Tysiące. I niech nikt mi nie mówi, że
żyjemy w normalnym kraju. I niech premier i cała rządząca świta, która od
pięciu lat żeruje na narodzie, nie wmawia mi, że jest pięknie i kolorowo, bo
nie jest. Przyznaję, jestem coraz bardziej zmęczony i przygnieciony matactwami
kasty rządzącej, kitami wciskanymi codziennie. I dlatego po raz drugi, razem z
młodymi i starszymi Stargardzianami, jedziemy 29 września do Warszawy, na
wielką manifestację „Obudź się Polsko!”,
by razem z ponad stu tysięcznym tłumem i z polską flagą w ręku wykrzyczeć (bo to nasz święty i zbiorowy obowiązek): „dość!!! Non possumus, dalej tak nie może
być!”. I mało mnie obchodzi, jak mnie 29 września reżimowe media nazwą, a
wiem, że komentarze będą w stylu: „znów mohery wyszły na ulice, że pisowskie
lizusy, które nie potrafią zachwycić się świetnie funkcjonującą Polską znów się
czepiają i drą gęby” - naprawdę, nic mnie to nie obchodzi. W Polsce dzieje się
źle i czas wreszcie mówić o tym głośno i wyraźnie. Jeśli ktoś chce się
przyłączyć na wyjazd do Warszawy, można w najbliższą niedzielę zapisać się na
listę w zakrystii, po Mszy Świętej.
Piszę to wszystko,
bo niedzielna Ewangelia przypomina politykom, jakie jest ich zadanie i
powołanie. Zresztą nie tylko im, ale i nam wszystkim, którzy Kościół i naród
tworzymy. Jezus mówi: "Jeśli kto
chce być pierwszym, nich będzie ostatnim ze wszystkich i sługą
wszystkich". Czy to naprawdę aż tak trudne? Jezus spokojnie to swoim
uczniom i nam wyjaśnia, bo wie, że jak ktoś ma Boga w sercu, to będzie potrafił
ludziom służyć. Pamiętacie, jak w czasie ostatniej wieczerzy, sam Jezus wstał
od stołu i zaczął uczniom umywać nogi. To chyba wtedy zrozumieli uczniowie, że
nie zaszczyty, nie kasa, nie karierowiczostwo daje człowiekowi pokój serca i
prawdziwe szczęście. Bóg zniża się i umywa nogi człowiekowi. Więcej, mówi Jezus
do uczniów swoich (a więc i do nas): „Wy
czyńcie podobnie”. Myślę, że słowa z dzisiejszej Ewangelii i słowa z
Wieczernika - premier i każdy minister, nasi politycy, włodarze miasta i
regionu, księża i my wszyscy (wierzący w Chrystusa), powinniśmy wielkimi
literami powiesić w miejscu widocznym, w naszych domach. Bycie wielkim, znaczy
służyć. Nic dodać, nic ująć…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz