Nie w mojej naturze - lamentować i snuć czarne scenariusze na przyszłość. I owszem, od czasu do czasu biadolę sobie po cichu, ale biadolenie szybko mija, szczególnie wtedy, gdy moje spojrzenie przenika się z Jego spojrzeniem. Na Adoracji Najświętszego Sakramentu wzburzone jezioro emocji i lęków szybko zostaje uciszone, Jezus jest Mistrzem pacyfikowania wszelkich burz i nawałnic duchowych. A kiedy już robi się cicho, powietrze staje się przejrzyste, przychodzi moment na trzeźwą ocenę sytuacji. Myślę, że na dzień dzisiejszy warto rozpocząć spokojną i merytoryczną dyskusję na temat przyszłości Kościoła i... szczególnie (co mi mocno na sercu leży) obecności w Kościele naszej ukochanej młodzieży...
No więc mamy problem. I to duży. Kościoły w miarę pełne, w niedzielę jest do kogo mówić i z kim się modlić, ale... No właśnie, jest małe "ale". Zza ołtarza widać to jak na dłoni. Chodzi o średnią wieku obecnych w Kościele wiernych. Uważny obserwator zorientuje się szybko, że młodzieży na Mszach Świętych jak na lekarstwo. Spektakularne akcje "Lednicy" czy innych dzikich spędów ludzi młodych nie są w stanie wypełnić pustki, panującej w wielu parafiach. Pustki, bo w wielu wspólnotach duszpasterstwo młodych leży trupem. Czy w polskim Kościele powtórzy się historia niemieckich katolików? Lata sześćdziesiąte, niemieckie kościoły pełne wiernych. Tylko nikt nie zauważył (albo bał się to zauważyć), że w ławkach brakuje młodzieży. I że to pokolenie, odsuwające się od Kościoła, spłodzi i wychowa następne pokolenie, które drogi do Kościoła raczej nie odnajdzie. Wynik niemieckich doświadczeń można ocenić samemu. Przejechać Niemcy wzdłuż i wszerz, zobaczyć, kto w nabożeństwach uczestniczy. Po drodze miniemy też setki zamkniętych i sprzedanych kościołów. Mówiąc krótko: krajobraz po bitwie, która rozegrała się w duszach Niemców, bitwie przegranej, choć wojna trwa nadal.
Od czasu do czasu w mediach katolickich (i nie tylko) problem jest zasygnalizowany. Ale co po sygnałach, jak wciąż brakuje i pomysłów i chęci - u wielu z nas (kapłanów) na zarzucenie sieci i łowienie młodych. Myślę, że ważne tu jest również mocno zwrócenie uwagi na styl i formę duszpasterstwa dzieci. Bo przygoda z Chrystusem i Kościołem rozpoczyna się w dzieciństwie. Możemy wciąż (i robimy to namiętnie) zwalać winę na rodziców i domy rodzinne. Jęczeć, że w domach źle się wychowuje, że niektórzy rodzice zaniedbują mocno formację duchową i religijną swoich dzieci. Możemy zapoznawać się z kolejnymi statystykami rozwodów i separacji, płakać, oburzać się, żalić, ale cóż to da? Świat jest taki jaki jest, zawsze bywało lepiej lub gorzej, każdy czas i każda cywilizacja ma swoje demony, które mieszają w głowach, wykrzywiają człowieczeństwo, zabijają w ludziach ich obraz i podobieństwo Boże. Pytanie tylko: co robimy, by jak najwięcej (młodych szczególnie) przekonać do Ewangelii, zarazić Dobra Nowiną, zafascynować Chrystusem?...
Myślę, że najpierw my - kapłani, powinniśmy się ostro wziąć do roboty. To pasterz szuka zaginionych owiec, nie odwrotnie. Zastanawiam się często, co mogę dać ludziom młodym? Dam siebie, swój czas, swoją radość, wiedzę... Ale to za mało. To na dłuższą metę nie podziała. Kapłan może ofiarować młodym Chrystusa. Nie tylko na Mszy Świętej. Nie może nasze duszpasterstwo ograniczać się do sakramentów. Przyjdą, nie przyjdą, zaliczą, nie zaliczą - ich sprawa. Młodzi nie przyjdą, jak wpierw nie spotkają kogoś autentycznego, wyrazistego, wierzącego Chrystusowi pasterza. Wiem, brzmi dziwnie, ale mam czasami wrażenie, że wielu z nas księży, ma problemy z wiarą. Nie chcę osądzać i krytykować dla krytyki, snuję natomiast pewną refleksję, biorąc pod uwagę również (i przede wszystkim) swoje doświadczenia, swoje wzloty i upadki, także te na polu duszpasterskim. Nam się po prostu czasami nie chce. Taki mały przykład z życia: ksiądz, który bierze trzydzieści godzin katechezy w szkole... Przecież taki kapłan nie jest (i nigdy nie będzie) w stanie rozkręcić duszpasterstwa młodych. Zarobiony szkolną katechezą ksiądz, bo trzeba zarobić, nigdy nie wyruszy w teren, by odszukać zaginionej owcy, uwięzionej w cierniach cywilizacyjnych chorób, moralnie wykolejonej.
1) Życie duchowe księdza... Jego wiara... Tylko zasygnalizuję: bez modlitwy ksiądz staje się urzędnikiem, pacyfistą, karierowiczem, duchowym bankrutem. Odprawienie Mszy, brewiarz w kratkę odmówiony, różaniec z ludźmi w październiku - to za mało. Jak ksiądz może dać ludziom młodym Kogoś, kogo zupełnie nie zna i z którym ma mocno nadwyrężone relacje. W jak sposób kapłan zaniedbujący pielęgnowanie życia nadprzyrodzonego w sobie - może stanąć przed młodzieżą i wiarygodnie mówić jej o arkanach duchowości, skoro sam jej nie ma i jest wewnętrznie pusty, doszczętnie wykolejony. Życie nauczyło mnie jednego: zanim do nich pójdziesz, pomódl się za nich, omadlaj ich żarliwie, dobijaj się do tabernakulum, patrz Jezusowi w oczy i Jezusowi daj szansę spoglądania na ciebie... Młodzi nie potrzebują księdza, młodzi potrzebują Chrystusa. Damy im Chrystusa, oni oddadzą Chrystusowi wszystko. Młodzież szybko wyczuwa (wiem ze swojego doświadczenia, nie urodziłem się w sutannie) czy ksiądz jest autentyczny, rozmodlony, wierzący. Ksiądz powinien dużo za młodzież naszą ukochaną się modlić. Im więcej modlitwy, tym więcej światła, im więcej światła, tym więcej pomysłów i natchnień, potrzebnych w kontaktach z wymagającym wiele - młodym człowiekiem.
2) Być blisko młodych... Mieć w sobie miłość... Słuchać ich, rozmawiać, nie przekreślać. Nie mają łatwego życia. Diabeł wie, jak młodych podejść, w jakie newralgiczne punkty ich "esse" uderzyć, jak młodych złamać. Diabeł wie, a ksiądz? Zamknąć się w kościele, zamknąć się na plebanii, pobyć w szkole, w klasztorze, ale co więcej? Czy tak trudno jest okazać młodym zainteresowanie, troskę, wyrozumiałość? Okazuję się, że dla wielu facetów - egoistów w sutannach i habicie sprawia to ogromną trudność. A młodzież mamy kochaną, choć mocno poranioną i czekającą na dobre słowo, na okazanie zainteresowania. Młodych trzeba pokochać, bo jak już się kogoś kocha, to oddaje się mu wszystko, całego siebie.
3) Jak kapłan ma wiarę i miłość, to ma i nadzieję... Patrzy się w przyszłość i wie, że jutro zależy od "dziś". I nawet jeśli przychodzą niepowodzenia, a jest ich wiele, czas trudny, gdy widzisz odejścia wielu młodych - marnotrawnych, to pozostaje nadzieja: oni kiedyś wrócą. Nadzieję czerpie się z Nieba. Kapłańskie stopy dotykają ziemi i mają jej dotykać, ale dłonie muszą regularnie zahaczać o Niebo. Kapłani pesymiści zabijają ducha. Księża optymiści mogą być infantylni i ślepi na wszystko. Jezus nie był ani optymistą, ani pesymistą. Chrystus był realistą. Świętnie orientował się w tym wszystkim, co działo się wokół Niego. Ale nie bawił się w samca alfa czy bohatera z kreskówek. Szedł ze wszystkim do swojego Ojca. Był pełen Ducha, gotowy na ofiarę. Ziemia i Niebo oddychały w Nim spokojnym rytmem, rytmem nadziei. Jak nam księżom realizmu pełnego nadziei zabraknie, to kto doprowadzi młodych do Chrystusa?...Wojna duchowa o zbawienie młodych trwa i choć jest najczęściej bezkrwawa, ginie w niej wielu. Często dlatego, że brakuje im doświadczonych i mądrych przywódców oraz strategów. Pisałem na początku o wizji pustych kościołów. Ale nie o kościoły puste i statystyki mi chodzi. Tylko o zbawienie młodych ludzi o ich przyszłość, naznaczoną dojrzałym człowieczeństwem i mądrą chrześcijańską duchowością. Jak się chcemy kiedyś razem w Niebie spotkać, to warto już "dziś" wziąć się do ewangelicznej roboty i ruszyć przed siebie, pokonując kolejne kilometry gorliwej i ofiarnej ewangelizacji. Iść do przodu, jak Chrystus, iść nawet na śmierć, byleby jak najwięcej młodych Chrystusem zarazić. Chrystusem - a nie sobą. Z nadzieją wciąż żywą, że "dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych". A skoro tak, to i młodych da się na łódź Piotrową wciągnąć...
Widzę tu kolejny mądry artykuł... i bardzo ważny temat, tylko rzecz w tym że młodzi właśnie potrzebują Kapłana.
OdpowiedzUsuńOni szukają Księdza-przyjaciela, Księdza- mądrego, słuchającego, Księdza- Ojca, który pokaże im jak budować życie na skale. Pragną Kapłana, który pokaże im Jezusa. Kapłana, który nie będzie zasłaniał sobą tabernakulum ale stanie na równi z młodymi, w ich zwątpieniach i rozterkach, w ich smutkach i radościach przed Panem. Wszystkie aspekty które Ksiądz tutaj pokazał są bardzo ważne, ciężką orką jest praca z młodzieżą, sama mam 18 lat i widzę jak to wygląda w mojej szkole i parafii. Często Księża znużeni swoimi obowiązkami nie mają czasu i pomysłów dla młodych.
Jednak kilka lat temu miałam szczęście, spotkałam Kapłana, który stał się dla mnie jak drugi tata, tylko że duchowy. W moich problemach i chorobie pokazywał mi Jezusa, uczył jak mu na nowo zaufać, jak wierzyć, gdzie Go szukać... prowadził mnie przez różne ścieżki, aż odkryłam jak wielkim Przyjacielem jest dla mnie Jezus. Za każdym razem kiedy spotykam tego Kapłana dziękuję mu za to, że wtedy był zawsze kiedy potrzebowałam rozmowy, wsparcia czy spowiedzi. W każdej chwili na jego przykładzie poznawałam, że iść za Jezusem wcale nie jest tak bardzo trudno jeśli kocha się Boga i drugiego człowieka. Przykazania wcale nie muszą być bezdusznymi zakazami zabierającymi wolność, ale właśnie one czynią mnie wolną. Wiem, że wielu ludzi nie miało takiej łaski, dlatego dziękuje za nią Panu Bogu i codziennie w modlitwie proszę o świętych i silnych kapłanów na wzór Serca Jezusa.
Dzisiaj obiecuję pomodlić się za Ciebie Księże Rafale, choć się nie znamy, wiem, że Pan Bóg najlepiej zna Ciebie i Twoje synowskie Serce.
Klara
Wydaje mi sie, ze duzym problemem, we wszystkich Kosciolach, jest to, ze mlodych ludzi nie uznaje sie za wartych uwagi.
OdpowiedzUsuńDziecmi w jakis sposob zajmujemy sie naturalnie, pamietamy tez o doroslych. Ale zapominamy juz o mlodziezy i studentach. Zwlaszcza tych ostatnich. Zapominamy, ze Kosciol powinien byc tez dla nich, a moze wlasnie przede wszystkim dla nich, bo bez nich nasz Kosciol rzeczywiscie skonczy jak ten w Niemczech, a to im najłatwiej zrezygnowac z Boga. Pierwszym krokiem powinno byc zdanie sobie sprawy z tego, jak wazni sa w Kosciele mlodzi ludzi i jak bardzo Kosciol nie moze sobie pozwolic na to, zeby nic dla nich nie robic. A dopiero potem powinny isc szczegoly.
Myślę, że w dużej mierze odpowiedzialność stoi także po stronie księży, którzy będą chcieli prowadzić młodzież do Boga, także wychodząc naprzeciw, stwarzając różne propozycję. Na szczęście jest to obecne w Kościele. Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem!
OdpowiedzUsuńTytuł jest małą prowokacją... Oczywiście, że młodzi księdza potrzebują, ale nie księdza jako księdza, tylko księdza, w którym widzą i czują Chrystusa. +pozdrawiam i zachęcam do dyskusji...
OdpowiedzUsuńBóg zapłać księże Rafale za tych kilka prostych i zarazem niezwykle autentycznych myśli. Oby ten tekst przeczytało wielu kapłanów i wzięło sobie te słowa do serca...
OdpowiedzUsuńZ księdza jest niezły prowokator:) mamy młodzież w kościołach, mamy młodzież, czy studentów w grupach duszpasterskich. Księża może nie zdają sobie sprawy, że chodzi, w moim przekonaniu o tworzenie "elit" świeckich, także młodych, którzy będą swoją postawą zarażać innych. Spędów z religijnych pobudek będzie coraz mniej. Na Mszę św. zaproszą oni sami, swoich kolegów, koleżanki. Zadanie polega na dobrej formacji tych, co już przy Kościele są. I wcale nie sprzeciwia mi się to z poszukiwaniem zaginionych owiec, bo znalezione też pomogą nam poszukiwać zaginione.
OdpowiedzUsuńTrudność rodzi się z prozaicznego powodu, diabeł znalazł mnóstwo możliwości, które przyniosła mentalność współczesnego oświecenia. Świat zaczął proponować funkcjonowanie oparte praktycznie na tym, że wystarczy podpisać, że chcę coś tam... resztę oni za nas zrobią. Życie wiarą nigdy tego nie proponuje. Św. Augustyn mówił, raz wybrawszy, ciągle wybierać muszę, a to wymaga wysiłku. I tu zaczynają się schody. Można je przejść, bo pustki w młodych nie wypełnimy swoim uśmieszkiem, elokwencją, intelektualnym high ułożeniem, ale jedynie Chrystusem. Inaczej nie wyjdzie. I to róbmy, konsekwentnie, ;pełni ufności, że to Pan przemienia, a nie my.
pozdrawiam
Dziękuję za cenny głos. Elity (wśród duszpasterstwa młodzieży( były zawsze i będą... jest tylko jeden problem: wiem z doświadczenia, trzy lata duszpasterzowałem w środowisku studenckim. Chodzi o to, mianowicie, że zapał ewangelizacyjny wśród owych "elit" bywa często nikły, wielu z tych młodych po kryjomu opuszcza akademik, nie przyznając się np. do tego, że idzie do Kościoła. Presja środowiska "niepraktykujących" jest ogromna. Może być inaczej, to prawda, znam wielu, którzy wiary się nie wstydzą i rzeczywiście, pociągają swoim świadectwem. To prawda: potrzebna jest konsekwencja i solidna formacja duchowa oraz intelektualna młodych. Damy radę. +pozdrawiam serdecznie...
OdpowiedzUsuńKlasyczne duszpasterstwo, skoncentrowane tylko wokół dystrybucji sakramentów, już nie wystarcza. Zwłaszcza młodym, z którymi trzeba po prostu być. Najtrudniej zacząć - potem już jakoś idzie. Pytanie: jak i gdzie zarzucać te sieci? I nie chodzi koniecznie o to, aby od razu zagarniać całe mnóstwo młodych, ale żeby choć kilkanaście osób przyszło z własnej, nieprzymuszonej woli.
OdpowiedzUsuńMoże w polskich realiach ewangelizacja powinna koncentrować się bardziej na tym, co mamy na co dzień - bez wymyślania nowych "akcji"?
Drogi Księże! Dziś przeczytałam artykuł na portalu fronda.pl. Jestem siostrą zakonną. Katechizuję od 1980 r. Mimo upływu lat, jeszcze katechizuję i dużo czasu poświęcam dzieciom. Jak to jest możliwe, że cała ogromna rzesza młodych kapłanów nie widzi problemu o którym Ksiądz pisze w artykule? I skąd tak dużo przeszkód ze strony duszpasterzy w ewangelizacji dzieci, młodzieży i dorosłych? Dom katolicki wynajęty. Nie ma miejsca na spotkania z dziećmi. Ewangelizacja dorosłych? Przecież mają rekolekcje 2 razy w roku, nabożeństwo czterdziestogodzinne, procesję na Boże Ciało... Odnowa w Duchu Świętym? Podziwiam Księże tych ludzi. Nie cieszą się zaufaniem kapłanów. Podziwiam ich pokorę kiedy proszą o możliwość adoracji, powieszenia plakatu, wspólnotowej mszy św. Rekolekcje charyzmatyczne? Wykpione. Konferencje dla rodziców komunijnych? Przecież wiedzą, że trzeba nauczyć dziecko formułek, być na mszy św., podpisać kontrolkę. Po co dodatkowe wychowanie rodziców do wiary? Zawsze dotykały mnie trudności "wewnętrzne". Ale w ostatnich latach opieszałość części kapłanów w walce o dusze, zwłaszcza młodego pokolenia, jest mi niezrozumiała. Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nad nami!
OdpowiedzUsuńoczywiscie ze myslacy czlowiek nie potrzebuje ksiedza ktory i tak nie jest lepszy od najwiekszego grzesznika.Trzeba by nie miec rozumu zeby sie z calego zycia tlumaczyc ksiedzu z tego jak sie zyje.Przeciez ksiadz nie pojdzie za mnie do pracy i nie da mi kasy na zycie.Jeszcze wyciagacie lapy po panstwowa kas ei trzeba was utrzymywac
OdpowiedzUsuńprawdopodobnie ksiadz nie zamiesci mojego komentarza poniewaz mam inne zdanie na temat potrzeby ksiedza w zyciu ogolnie.Otoz jestem myslacym czlowiekiem i nie czuje wogole zapotrzebowania na ksiedza i czuje sie z tym swietnie.Do kosciola nie chodze i nie praktykuje i kasy tez nie daje na kosciol.Mi nie chodzi o to zeby pluc na kosciol i ksiezy tylko o rzeczowa dyskusje,czego na tym forum niestety nie ma dlatego ze musi byc on zatwierdzony przez ksiedza.Tu nie chodzi o kadzenie sobie tylko o rzeczowa dyskusje.przeciez nie na wszystko nalezy sie zgadzac i a tez mozna o wszystkim dyskutowac.Mysle ze nie obrazilem ani ksiedza ani kosciola wyrazajac swoja opinie.Bym byl bardzo wdzieczny o wrzucenie tgeo komentarza na forum
OdpowiedzUsuńCzęść młodzieży jest po prostu mniej lub bardziej pogubiona we współczesnym świecie, w wierze, we wnętrzu ich własnych dusz. Może nie potrafią sobie oni poradzić z tym, co przeżywają, a jednocześnie boją się poprosić o pomoc. Dlaczego? Nie chcą być wyśmiani, odrzuceni, potraktowani powierzchownie. Ich problemy są ważne, ale często niedostrzegane. Dlatego młodzi albo brną dalej w samozagubienie, albo starają się jakoś normalnie żyć, spychając te problemy i pytania wewnętrzne na dalszy plan, tak, by nie przeszkadzały w codzienności. Młodzi, nie wiedząc komu mogą naprawdę zaufać, boją się otwarcia swoich serc. Wiele uleczyłaby zwykła, normalna rozmowa (później w kwestiach wiary niewątpliwie przydałaby się odpowiednia formacja)tylko że dziś nawet o tę rozmowę jakoś strach poprosić. Dlatego obecna sytuacja będzie się pogłębiać. Młodzież nadal jest pełna zapału i energii, ale bez mądrych przewodników sobie nie poradzi. Często brakuje działania na płaszczyźnie serca, budowania relacji ludzkich, przez które zmierzamy do Boga.
OdpowiedzUsuń