
Dzięki życzliwości siostry Miriam trafiła do moich rąk mała książeczka o Maryi, pióra szwajcarskiego teologa (wybitnego a jakże...) Hansa Ursa von Balthasara.
Lekturka duchowa na Adwent wyśmienita. Przecież Maryja jest tą , która prowadzi nas adwentowymi szlakami, mądrze (jako "stolica mądrości") i z gracją (jest przecież "pełna łaski"). Czytam zatem ową książeczkę i dech mi zapiera. Co chwilę uświadamiam sobie, jak wiele dobrego kobieta mądra i łaskawa po brzegi - może nauczyć faceta z natury mocno narcystycznego, tym bardziej osobnika płci męskiej, chadzającego w sutannie, pretendującego do tytułu eksperta od spraw duchowych.
Balthasar zaczyna swoje dziełko z grubej rury: "Kto chce się czegoś dowiedzieć o Maryi i jej stosunku do dzisiejszych czasów, najlepiej niech otworzy 12 rozdział Apokalipsy: zajmuje on centralne miejsce w ostatniej biblijnej księdze, obrazującej swymi wizjami dramat historii świata" (Hans Urs von Balthasar, "Maryja na dziś", Wrocław 1989, str.5)
Rozdział 12 Apokalipsy św. Jana to metaforyczno-teologiczna mieszanka wybuchowa, w której spotykamy "Niewiastę obleczoną w słońce" (Ap 12,1), "Smoka barwy ognia" (Ap 12,3), "Syna-Mężczyznę, który wszystkie narody będzie pasał rózgą żelazną" (Ap 12,5), "Michała i jego aniołów, walczących ze Smokiem" (Ap 12,7) - wreszcie samego Boga, który ani na chwilę nie spuszcza oka z owych "wielkich znaków na niebie" (Ap 12,1). Dramaturgię apokaliptycznego dramatu przecina ostrzem miecza "donośny głos mówiący w niebie: Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego"... (Ap 12,10).
Zatrzymajmy się na chwilę przy Niewieście. Tuż po urodzeniu Dziecięcia zbiega ona na pustynię, gdzie Bóg przygotował jej miejsce. Nie staje do walki ze Smokiem. Usuwa się w cień, idzie tam, gdzie pragnie ją widzieć sam Bóg. W ciszy pustyni, w samotności nasyconej tęsknotą za Synem, trwa cierpliwie oczekując na wynik bitwy pomiędzy Smokiem a Michałem i jego aniołami.
Niewiasta na pustyni, jak pisze von Balthasar: "Matka-Kościół" i jednocześnie "Matka Kościoła" - może być jednym i drugim ponieważ wraz z umiłowanym uczniem staje się pod Krzyżem prawzorem, zalążkiem założonej przez Ukrzyżowanego społeczności i równocześnie otrzymuje Apostoła, a w nim wszystkich chrześcijan jako swoje dzieci - ta Maryja w samotności ziemskiego życia przeszła już to wszystko, co jej dzieci w smutku i radości dopiero przeżyją" (str. 11)
Adwentowa pustynia Maryi i Kościoła (o której pisze św. Jan) to miejsce ulubione Boga, który rzuca w wir piasku i pustynny żar tych, których miłuje. Tak było z narodem wybranym, podobnie z patriarchami, sędziami, prorokami. Adwentowy herold, zapowiadający przyjście Mesjasza też umiłował pustynię, na którą trafi w końcu sam Chrystus, by stoczyć pojedynek w wadze ciężkiej z samym Smokiem.
A ten (i tu wracamy do Apokalipsy) po przegranej walce z Michałem, strącony na ziemię rozpoczyna poszukiwanie i ściganie Niewiasty, za którą wstawiło się całe Niebo i którą znienawidził w mgnieniu smoczego oka. Niewiasta ucieka jednak i tym razem Smokowi. Udaje się jej to dlatego, "że użyczono Jej skrzydeł wielkiego orła: skrzydeł samego Boga postępującego niczym orzeł, który bierze na skrzydła swoje młode i unosi je, żeby przestały się bać, ku przestworzom" (str. 8)
Balthasar zauważa: "W czasie całej historii świata Kościół winien pamiętać: otrzymuje od Boga wystarczającą ilość pokarmu , by nie zginąć na pustyni, i wystarczający jej odstęp pomiędzy nim a prześladującym go wężem, by nie być porwanym i uniesionym przez jego plwociny. To musi mu wystarczyć". (s.15)I jak się okazuje - wystarcza aż po dzień dzisiejszy i starczy do końca...
Niewiasta na pustyni, chroniona przez Boga - oczekuje ostatecznego zwycięstwa Najwyższego nad Smokiem, oczekuje "nowej ziemi", bo "nowe niebo" już jest. "Matka Kościoła" i "Kościół Matka" trwają w niekończącym się Adwencie na pustyni czasów. Ale nie jest to trwanie z założonymi rękoma. Smok rozpoczął bowiem "walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa" (Ap 12,17).
Prowadzimy prawdziwą wojnę - dzieci Niewiasty! Książeczka, którą trzymam w dłoniach kieruje moje duchowe spojrzenie ku Tej, która prześladowana przez Smoka mocą Bożych skrzydeł jedną nogą dotyka zwycięstwa Boga, pachnącego wiecznością. Druga noga jest przy jej dzieciach. Przy nas - walczących. Balthasar konkluduje: "Należy zauważyć, że dzieci Niewiasty walczą, Niewiasta, choć prześladowana, nie. Dzieci mogą być przez złą moc pokonane (Ap 11,7;13,7), Niewiasta, dziewiczo rodząca Kościół, nie. Na cały czas historii świata jest Kościół ulokowany w "miejscu przygotowanym Mu przez Boga", gdzie nie musi walczyć o swoje utrzymanie, lecz "karmiony" jest przez Boga. Tym niewieścim, maryjnym Kościołem nie może wstrząsnąć Smok, "bramy śmierci Go nie przemogą".
Czym zatem walczyć, jakiej broni używać, jaką taktykę stosować? Głos wołającej na pustyni podpowiada: strzeżcie przykazań Boga i zachowujcie wiernie świadectwo Jezusa. Nasza broń jest bronią czysto "boską", w żadnym wypadku ziemską. Wykuł ją w pocie tajemnicy Wcielenia sam Bóg. Przetestował sam Jego Syn. Ta broń to "Dobra Nowina" - model jedyny w swoim rodzaju, mocny i wytrzymały, nie do zniszczenia.
"Nie zdobywa się i nie chrystianizuje przemocą obcych krajów i kultur - pisze Balthasar - nie znaczy to, że chrześcijanie siedzą w domu; otrzymali oni od Pana rozkaz pójścia do wszystkich krajów świata z Dobrą Nowiną (...) Gdy Logos wyrusza przez historię świata w swej "szacie we krwi skąpanej" do boju (Ap 19,11-16), a z Nim postępują Jego "powołani, wybrani, wierni" (tamże 17,14), to nie z żadną inną bronią, tylko tą wspomnianą wcześniej. Najostrzejszą bronią jest "miecz obosieczny", który wychodzi z ust Pana (Ap 1,16;19,11)i który nie jest niczym innym, jak Nim samym: przychodzi przecież na świat, aby "przynieść miecz" (Mt10,34), rozdzielający aż do samej głębi (Hbr4,12n)"... (s.17)
Głos wołającej na pustyni zatrząsł mną doszczętnie. Może to wszystko jest i oczywiste, tyle tylko że ta oczywistość szczególnie jasna w statystykach (polscy katolicy w procentach)nie zawsze przekłada się na konkret a broń masowego rażenia, dostępna na rynkach od czasów apostolskich - zbyt rzadko jest używana przez tych, których Bóg gotów jest nieść na skrzydłach zwycięstwa nad Smokiem (nawet za cenę śmierci). Na polskiej (ba, europejskiej) pustyni broni nie brakuje. Zdaje się, że główne problemy mamy z kadrą i szeregowcami. Owocem tego - pokój za wszelką cenę (dyktowaną oczywiście przez Smoka).
Na adwentowe barykady zatem dzieci... Głos wołającej na pustyni zagrzewa do walki. Chwytajmy za "Dobrą Nowinę". I walmy w te wszystkie smoki, węże i inne gady - ile wlezie. Wierni Bożym przykazaniom i mający świadectwo samego Jezusa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz