
Rok 1934. W dniach 1-3 kwietnia, kard. August Hlond, bierze udział w kanonizacji św. Jana Bosco w Rzymie. Wówczas rodzi się w sercu naszego Założyciela odważna i mocno aktualna, także w czasach nam współczesnych, refleksja na temat roli kapłana w Kościele, w ojczyźnie i świecie. W swoim Notatniku kard. Hlond spisuje luźne myśli. Są one notatkami na marginesie codzienności, zapisem osobistych refleksji kardynała wokół przeżywanego czasu. Ale nade wszystko odsłaniają one twarz i duszę polskiego Prymasa, które normalnie otoczone formułą urzędu i godności, tutaj w notatniku pozostają wymownym świadkiem tego wszystkiego, co w duszy kard. Hlonda grało i co kardynałowi mocno na sercu leżało.
Wróćmy do Notatnika. Kardynał Hlond pisze w nim m.in.:
„Kapłani. 1) św. Jan Bosco 2)wszystkie znaki (nadprzyrodzone) wołają o światłość i słowa Ewangelii przez nich 3) nie przeciętnością czasów spokojnych i zasobnych – lecz rewolucyjnym, gwałtownym wysiłkiem kapłańskim stworzymy warunki burzy Ducha Świętego w duszach”…
„Księża – nie spodziewać się cudu po jakichś nowych organizacjach – tą organizacją zbawczą jest Kościół. Główna robota w parafiach – tam dusze giną lub uświęcają się”.
„Kapłani – nie mieszać boskiej nauki z myślą ciasną własną, z widnokręgiem swoim umysłowym, ze swoim sposobem pojmowania i przeżywania go, z tym wszystkim, co naszego, ludzkiego, nieczystego się do Ewangelii domiesza”…
Największe jednak wrażenie robi swoisty rachunek sumienia, zanotowany przez kard. Hlonda:
„Gdzie wpływ tysięcy kapłanów?
Czy nie stwierdzamy jakichś braków w naszym duchu i czynie?
Czy jesteśmy w życiu swoim czystym wyrazem Chrystusa? W czynie przekonywującym i porywającym przykładem prawdy?
Czy nie stwarzamy pozorów, że pracujemy dla egoistycznych, stanowych celów, dla ziemskich zysków, dla pewnych stanów?
Czy nasze gminy są wspólnotami ożywionymi prawdziwą Chrystusową miłością do bliźniego?
Czy nie znajdują wierni w naszych parafiach aż za licznych dowodów, że nie umiemy łamać w dostatecznej mierze chleba prawdy?
Czy życie nasze jest żywym świadectwem prawdy? Uporządkowanej według prawdy Bożej?
Czy chorym na duchu nakładamy ręce?
Czy jest w nas jedność czy nu i nauki?
Czy my naprawdę służymy w prawdzie? Ile hipokryzji, fałszu, obłudy, ukrywania, komedii…
Czy dowody prawdy widzi lud w nas, w świętości życia?
Czy i na nas nie sprawdzają się niewątpliwe znaki zaniku ducha chrześcijańskiego, a mianowicie obojętność na nędzę i materialna i duchową?
Czy nie musi się nasz lud pytać: czy my tym Bogiem żyjemy, którego głosimy?
Moralny upadek ludów obciąża w niemałej mierze pasterzy i dowodzi ich nieudolności pasterskiej.
Czy nie świadczą o rozkładzie naszych parafian te osty sekt i fałszywych proroków? Legiony ludzi wytrąconych z wierzeń, ze spokoju sumienia dusz znękanych, wątpiących. Piekło się rozpętało: grabarzy, kusicieli, rozpustników, fałszywych proroków około rozmnożonej nędzy przechodzi nielitościwy bogacz, obok nędzy głodu, bezrobotnych, bezdomnych rozpościera się śmierć duchowa nad ziemią… Oby śmierć tylko starego świata, a nie śmierć myśli Bożej”?...
Tyle z notatnika kardynała Hlonda. Robi wrażenie. Nieprawdaż?... Zapiski z 1-3 kwietnia, spisane siedemdziesiąt sześć lat temu, pozostają wymownym świadectwem odważnej myśli, głębokiej wiary i pasterskiej troski o Kościół – Sługi Bożego kard. Augusta Hlonda. A dla nas kapłanów może to być doskonały materiał do osobistego rachunku sumienia. Na koniec jeszcze jedna myśl Prymasa z jego Notatnika, dla nas wszystkich:
„Katolicyzm to nie mieszanka poezji, ewangelii, masonerii, socjalizmu… katolicyzm ma doktrynę światłą, oko jasne – to nie nasza teoria, nasze widzimisię, nie poglądy kawiarniane, nie moralne slogany, lecz całość społeczna, dająca w urzeczywistnianiu typ człowieka doskonałego… Katolicyzm chce się urzeczywistniać, wcielić, przybrać formy konkretne – zwłaszcza w wielkich czasach, w chwilach przełomowych – kto tej chwili nie przeżyje poddając się porywowi Chrystusowemu, nie włączy się w jej wielkość – pozostanie małym epigonem epoki, która tak smutnie umarła”…
To musiał być wielki człowiek..
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że założyciel Zgromadzenia Chrystusowców był salezjaninem. Czy Jego proces beatyfikacyjny już się zakończył?
Z pozdrowieniami,
Karolina
Proces ciągle trwa, na chwilę obecną wszystko dzieje się już w Stolicy Apostolskiej. Kard. Hlond był salezjaninem i czasami się podśmiechujemy, że jako zakonnik mógł być "ludzkim" kardynałem :) +pozdrawiam
OdpowiedzUsuńno no , nawet prezydentem a potem premierem miał zostać :):)
OdpowiedzUsuńKarolina
Co tu dużo mówić: wspaniałym człowiekiem był. Głęboko zakorzenionym w Ewangelii. Wielki człowiek... Wielki Prymas... Ubogi i pokorny...
OdpowiedzUsuń