12 lipca 2010

Lodówka, krzyż i ukłute sumienia (PO)lityków


Jestem na wakacjach u siostry. W Gdańsku. Za oknem przysłowiowa „parówa” i już nie przysłowiowy żar. A w dodatku padła nam lodówka. Nie za wesoło. Podobnie jak w naszym ukochanym kraju nad Wisłą… Zmarł prałat Jankowski. Pokój jego duszy. Był, jaki był. Pan osądzi. Ale rozdmuchana medialnie sprawa krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego już takiego spokoju mi nie daje. Z wielu przyczyn...

Więc w końcu doczekaliśmy się chwili, kiedy krzyż zaczyna przeszkadzać. Kłuć w oczy. Całkiem to sytuacja normalna, przecież trwa to „ukłucie” od dwóch tysięcy lat. I niektórych boli strasznie. Szczególnie panów i panie o złamanych sumieniach. Także polityków. Że nie choruję na wszelkiej maści „polityczne poprawności” i „fobie antykatolickie”, to wiecie, w bawełnę owijać więc nie zamierzam. Krzyż przeszkadza rzecz oczywista politykom PO i SLD. Jeszcze jeden dowód na to, jak czcigodnym z obu frakcji blisko do siebie.

W obydwu partiach katolików od licha. Ale przecież nie oszukujmy się. Nie o katolicyzm tu chodzi. Panu Komorowskiemu nie w smak oglądać krzyż ze swojego okna, który kojarzy się Polakom już nie tylko z pasją Jezusa Chrystusa, ale nade wszystko z „pasją smoleńską” i Lechem Kaczyńskim. Jak już miażdżyć, to do końca...

Za PiS-em nie przepadam. Jak już pisałem kiedyś: moją polityką jest „Ojcze nasz”. Ale drażni mnie coraz bardziej bezczelność i subiektywizm kasty obecnie rządzącej w naszym kraju. „Jesteśmy cudowni” … A jakże… A PiS jest „be”. I wszystko, co z PiS-u wyszło i z PiS-em związane, też jest „be”. Jeszcze kilka dni temu słyszeliśmy, że „zgoda buduje”. Jeśli w taki sposób, to dzięki. Pani Senyszyn zaciera ręce, pan Niesiołowski nie widzi w niczym problemu, premier Tusk milutko się uśmiecha. W końcu to wychodzi mu najlepiej.

Co do krzyża: przenoście go sobie panowie, gdzie chcecie… A on i tak dalej będzie was kłuł i nie tylko w oczy, ale nade wszystko w sumienia. Ducha smoleńskiego nie da się tak szybko przepędzić. Krew naszych braci zbyt głośno woła z ziemi. I nie da się tego krzyku zagłuszyć „zgodą” (PO)prawności politycznej.

Będę oskarżany o uprawianie polityki. Znowu. „Klecha” wchodzi na tereny zakazane dla „czarnych”. Proszę bardzo. Biczujcie, bijcie, krzyżujcie. Wszystkim chorym na „krzyżowicę” (czyli „zespół neurotycznej alergii na krzyż i sacrum”) przebaczam. I modlę się słowami „zbaw nas ode złego”… Tyle mogę. Co do zepsutej lodówki, jutro mają przyjechać z serwisu i ją naprawiać. Szkoda, że nie ma w naszym kraju serwisów zajmujących się naprawą szwankujących polityków. Wynająłbym od razu...

Błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko – módl się za nami…

41 komentarzy:

  1. A figę! nie będzie biczowania :) W sprawie krzyża zgadzam się i dziwię jednocześnie owej decyzji.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z księdzem, dobrze że są tacy, którzy nie boją się głośno mówić co i jak... Napisał ksiądz prawdę, a od polityków wciąż będziemy słuchać litanie chętnie słuchanych kłamstw... Żadna tragedia chyba tego nie zmieni, tych oziębłych serc...

    OdpowiedzUsuń
  3. Krzyż krzyżowi nie równy. Są takie krzyże, których ruszać nie wolno, zrywać z szyi nie wolno, bo są wrośnięte i coś znaczą w tym a nie innym miejscu, na tym a nie innym ciele.

    Wątpię, by TEN krzyż coś znaczył więcej niż tylko to, że jest symbolem żałoby milionów Polaków. Może to i dużo, ale ja jako nowy prezydent czułbym się max niekomfortowo patrząc nie na krzyż, ale na symbol kogoś, z kogo duchem musiałem się zmagać w kampanii wyborczej.

    Jest taki film Hitchcocka pt. "Rebeca". W największym skrócie - młody wdowiec żeni się powtórnie. Młoda nowa zona wprowadza się do jego posiadłości, gdzie wszytkim rządzi pewna "majordomuska" czcząca niemal w sposób chorobliwy poprzednią żonę swojego "pana".

    Ta sytuacja się tu powtarza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie znamienne jest - krzyż zaczął przeszkadzać PO odtrąbieniu wyborczego zwycięstwa Komorowskiego, czyli w sytuacji gdy PO "wzięła wszystko": nie trzeba się starać, zakładać zawsze awaryjne wyjście i nie palić mostów, żeby w razie czego jakoś z Kaczyńskim się dogadać... To znamienne. I przykre zarazem, bo świadczy o tendencyjności. Kiełbasą wyborczą przez tydzień przed wyborami nas zasypali na amen - ale to, co mogłoby ludzi zniechęcić, za to zabierają się potem. Jak już opinie ludzi znaczenia nie mają.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, a kiedy miał Komorowskiemu przeszkadzać krzyż? Zanim wygrał wybory?

    Logika, logika...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ofiar różnych tragedii są setki czy tysiące, niech każdy sobie postawi krzyż w tym miejscu, z którym symbolicznie ofiara mu się kojarzy. Tak będzie dobrze? Tu nie chodzi o krzyż, bo w innym miejscu np.na Powązkach uczciłby pamięć wszystkich ofiar, a nie został zawłaszczony przez wielbicieli b.prezydenta, tylko o zwykłe polityczne interesy. Przecież teraz "walczący" o krzyż to jedyni patrioci, Polacy katolicy. A kościół jak zwykle siedzi cicho, bo boi się zadzierać z "katolikami". Drugi Wawel, jak się zrobił szum wokół pochówku, to nagle nikt się nie przyznawał do pomysłu. I ciekawe gdzie w tym wszystkim szacunek do zmarłych. A tragedii w Smoleńsku Księże nikt nie zapomni. Bez względu na opcję i bez względu na "pokazówki" przed krzyżem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bez względu na to, jak to się wszystko zakończy jedno jest pewne: (PO)litycy coraz odważniejsi, hierarchowie KK coraz potulniejsi, wierni skołowani totalnie. I to mnie boli...

    OdpowiedzUsuń
  8. A prezydent elekt pokazuje swoją prawdziwą twarz: "Zgoda zgodą... a moja nieporadność i tak bierze górę, nawet nad zdrowym rozsądkiem"...
    Zaś z tymi "pokazówkami" pod krzyżem nie przesadzajmy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. To czego można było się spodziewać po "dwulicowcu"... Wybierać madrze nie umiemy, to teraz pocierpimy... Szkoda, tylko, że wybór jednych rzutuje na tych drugich...

    OdpowiedzUsuń
  10. To się, proszę pana, demokracja nazywa. Taki już mamy ustrój.

    I nie "Logika, logika..." - nie jestem debilem, tylko przykro mi z powodu - znowu - dwulicowości. Tym bardziej cieszę się, że ja nie przyłożyłem ręki do jego zwycięstwa.

    OdpowiedzUsuń
  11. Logika, logika... prezydentem jest WSZYSTKICH Polaków, w pałacu (pewnie) będzie mieszkał, więc powinien pozostać neutralny, bez krzyża, meczetu, synagogi i kto wie czego jeszcze.
    Wcześniej był tylko reprezentantem swojej partii i tych, którzy go jako posła wybrali, więc nic mu było do terenu pałacu prezydenckiego, tak jak powinno być tym, którzy krzyż samowolnie postawili.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten akt strzelisty do księdza Popiełuszki na końcu zdecydowanie mi tu nie pasuje. On, jak sam podkreślał, "walczył ze złem, a nie z ofiarami zła", dlatego nigdy nie używał w tej walce cudzych nazwisk. A Ksiądz tu sypie: Niesiołowski, Tusk, Senyszyn... Po co to? Zgadzam się z Księdzem w kwestii krzyża, ale też jestem pewna, że tak ostre teksty mogą więcej ludzi zrazić do Księdza poglądów, niż zjednać. W dzisiejszym krzyczącym świecie najlepiej słyszy się pokorne szepty. Czy więc musi Ksiądz być aż tak szorstki, gdy Ksiądz pisze? Ja codziennie mam w domu taką walkę o krzyż. Nie przed pałacem co prawda, ale nad drzwiami. Wiem, że najwięcej można zdziałać cichością i spokojem... I tego spokoju Księdzu życzę. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Palabro, nie chciałem, bys pomyśłał, że mam Cię za debila.
    No skąd?!

    Tylko mi chodziło o to, że Komorowski nie musiał wypowiadać się o krzyżu, bo nie miał w czasie kampanii wyborczej przecież pewności, że krzyż ten będzie stał przed jego miejscem pracy.
    Jasne?

    OdpowiedzUsuń
  14. Alicjo kochana. Teksty na blogu nie są homiliami i kazaniami. Zapewniam cię, że nazwiska konkretne z ust ks. Jerzego padały. Podobnie, jak z ust Jana Chrzciciela, Jezusa, czy innych chrześcijan, którzy nie potrafili milczeć. To tak dla przypomnienia. Co do walki ze złem... Mam wrażenie, że dzisiejsze czasy (także w sferze polityki) współtworzą nie tyle "ofiary zła",co dosyć sprytnie i umiejętnie manipulujący "producenci" tego, co na pozór wydaje się dobre, a wewnątrz pachnie siarką... To jest przerażające. Sołowiow miał rację: Antychryst gdy nadejdzie, będzie mistrzem i propagatorem "pojednań", "zgody", i innych nośnych haseł, wszystko jednak do cna iluzoryczne... Alicjo wybacz, ale kiedy "zło" zmienia taktykę walki, a zmienia, trzeba też zmienić taktykę "obrony". A w tej walce bez świętych rady nie damy. Jeśli zaś chodzi o to wszystko, co dzieje się w naszej ojczyźnie, ks. Jerzy i jego wstawiennictwo jest jak najbardziej na miejscu... +Pozdrawiam i zapewniam, że od słów z tegoż blogu, ważniejsza jest dla mnie modlitwa, w której nie ustaję...

    OdpowiedzUsuń
  15. Logika... Logika... Czyli co?... Logika wg libarałów, logika konserwatystów, logika prawicy, lewicy, środka, logika chrześcijan?... Mój Boże, a co z logiką Jezusa, który w centrum postawił krzyż, właśnie!!! +pozdrawiam miłośników logiki :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Fajnie, że Ksiądz poruszył ten temat. Szkoda tylko, że polskie władze KK nie chcą się w jednoznaczny sposób wypowiedzieć na ten temat tylko wymigują się od objęcia jednoznacznego stanowiska. Cieszę się, że chociaż Ksiądz ma odwagę się wypowiedzieć na ten temat głośno.
    Niech padają oskarżenia o to, że uprawia Ksiądz politykę, ale czy to nie jest prawo każdego z nas jako obywatela do wyrażania swojego zdania? Przecież mamy wolność słowo, więc nie wiem dlaczego takie oburzenie, jeśli to właśnie jakiś ksiądz wypowiada się na tematy związane z polityką.

    OdpowiedzUsuń
  17. Krzyż zawsze raził...

    Nie mamy już wpływu na to, co kiedyś się wydarzyło i było, nie było, ale z jakichś powodów wykrystalizował się stereotyp Polak-katolik. Nie oznacza to, że każdy Polak katolikiem być musi, ale jednak jakieś podstawy do powstania w/w były. Nie można zaprzeczyć, że Polska nadal jest krajem katolickim, choć stała się domem także dla innych kultur i religii. Dlatego też nie widzę żadnych przeszkód, żeby w tak ważnym miejscu, jak to, o którym teraz tak głośno, stał krzyż. Ten krzyż jest ponadto szczególnym symbolem upamiętniającym zjednoczenie Polaków i te długie kolejki przed pałacem prezydenckim.

    Szczerze mówiąc, denerwują mnie wszystkie wypowiedzi sugerujące przeniesienie krzyża w jakieś "bardziej odpowiednie miejsce". Czyż to nie jest miejsce odpowiednie? Tak więc jako katolicy, wszyscy zamknijmy się w Kościołach, domach, cmentarzach, kaplicach i ewentualnie w szkolnych salach religijnych. Reszta świata ma być neutralna. A gdzie tu miejsce na tak ostatnio przywoływaną tolerancję...? I logiki w tym sposobie myślenia też nie widzę, ale to taka moja mała dygresja.

    OdpowiedzUsuń
  18. Księże, uważa Ksiądz, że istnieje logika inna niż zwykła logika?
    Logika liberałów, logika konserwatystów, logika Biblii i logika Koranu?

    Otóż nie - logika jest jedna, tak jak gramatyka, geometria i fizyka.

    Logika jest to sposób rozumowania, który wypływa z określonych przesłanek i zmierza do określonych celów.

    A więc logiczne jest to, że prezydent (świeckiego jeszcze państwa) ma prawo czuć dyskomfort z powodu widoku krzyża, który jawnie symbolizuje NIE chrześcijaństwo lub chrzescijańskie korzenie Europy ale NADE WSZYSTKO ducha jego politycznego oponenta i jego sprzymierzeńców.

    That's all, folks!

    OdpowiedzUsuń
  19. „krzyżowicę” (czyli „zespół neurotycznej alergii na krzyż i sacrum”)
    świetne określenie :)
    Aha, nie zgadzam się z którymś komemtatorem bloga, który mówił, że ten krzyż raczej nie oznacza niczego więcej niż tylko żałobę Polaków.
    Myślę, ze to nie tak. ZAWSZE, każdy krzyż ZAWSZE oznacza coś więcej. Przede wszystkim to coś więcej. Gdyby chodziło tylko o żałobę, nie kłułby tak w oczy

    OdpowiedzUsuń
  20. Tomku, mit "świeckiego państwa" ma już swoją obszerną literaturę i historię (por. Francja, gdzie w imię świeckości i wyprutych z sensu haseł "wolność, równość, braterstwo" wycięto w pień kilkaset tysięcy Francuzów)...
    Co do "logiki" definicja jak najbardziej poprawna, tyle że "przesłanki" i "cele" bywają różne, a jeśli tak, to logika traci swoją obiektywność.
    W kategoriach chrześcijańskiego światopoglądu i katolickiej nauki społecznej polityk-katolik (a pan Komorowski takim się deklaruje) zobowiązany jest do przestrzegania Bożego Prawa i katolickiej doktryny, opartej na Bożym Objawieniu (Pismo Święte + Tradycja, czyli nauka Kościoła). Ostatecznym wyznacznikiem dla chrześcijan pozostaje maksyma pochodząca z Dziejów Apostolskich: "Trzeba bardziej słuchać Boga, niż ludzi". Zatem "albo wóz, albo przewóz", szczególnie w państwie, w którym większość stanowią katolicy, a których głos też powinien się liczyć...

    OdpowiedzUsuń
  21. Krzyż to rzecz szczególna. Tragedia, która wydarzyła się w Smoleńsku była straszna, to prawda. Ale widocznie TAK miało być, tam był zapisany koniec tych ludzi. Zginęli śmiercią tragiczną i okrutną, ale tak Bóg zaplanował dla nich życie. Wydaje mi się, że teraz jest bez sensu "lanie wodą utlenioną" troszkę zabliźnionych już ran, przecież to nikomu z nich nie zwróci już życia. Nie ukoi zrujnowanych serc żon, matek, ojców, dzieci, przyjaciół. Ilu z nas nie raz wyśmiewało się z Prezydenta czy innych osób, które tam zginęły? Grób pary prezydenckiej jest teraz traktowany jak miejsce kultu, ludzie przechodzą, dotykają płytę, prawie jak przy grobie Papieża JPII. Wydaje mi się, że takie zachowanie jest głęboko nielogiczne, nie jestem zwolennikiem żadnej partii, ale uważam, że jest o wiele więcej odpowiedniejszych miejsc dla krzyża.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. A mnie irytuje hipokryzja PIS-u, który obnosi się ze swoją żałobą na wszystkie strony i odwala pokazówkę, zamiast zachować ją w sercu, bo w sercu powinno się nosić żałobę, a nie pokazywać wszystkim, jak to się cierpi i wykorzystywać krzyż w walce politycznej (chodzi też o zdjęcia zmarłych posłów z PIS-u na ławach sejmowych). Czysta hipokryzja!!!

    OdpowiedzUsuń
  23. @ Ks. Rafał:

    Jest tez nieco wcześniejsza maksyma o tym, co się należy Bogu i Cesarzowi.

    OdpowiedzUsuń
  24. No właśnie..., a jeśli mowa o mordach, to nie należy zapomnieć o krucjatach, o ludności Ameryki, czy europejskich stosach, wszystko w imię Boga.

    OdpowiedzUsuń
  25. Tak, cofnijmy się jeszcze do epoki kamienia łupanego, gdzie religijni przodkowie wybili gatunek mamuta....

    OdpowiedzUsuń
  26. Tak Tomku i te dwie maksymy doskonale się uzupełniają. Bo przychodzi taki moment (zawsze) kiedy cesarze upominają się o coś, co zarezerwowane jest tylko Bogu. I wtedy zaczyna się lać krew...

    OdpowiedzUsuń
  27. Znowu złośliwości: "religijni przodkowie wybili gatunek mamuta....". Po co? Skoro twierdzisz, że od 2000 krzyż jest obiektem niechęci obłudnych katolików, komunistów, innowierców, gejów i ateistów, to czemu nie przypomnieć o: "nie należy zapomnieć o krucjatach, o ludności Ameryki, czy europejskich stosach, wszystko w imię Boga." Co z "CRIMEN SOLITITATIONIS" - dokumentem, który pod karą ekskomuniki nakazuje trzymanie w największym sekrecie przestępstw seksualnych księży, nakazuje bezkompromisową walkę z poszkodowanymi i tymi, którzy ich popierają, zakazuje współpracę w tych sprawach z władzami śledczymi, nakazuje niszczenie dowodów przestępstw, nakazuje przeniesienie księdza do innej parafii, itp.

    Dokument ten nie przywiązuje żadnej wagi do ofiar przestępstw seksualnych popełnianych przez księży. Mówi wyraźnie że OPIEKĄ MAJĄ BYĆ OBJĘCI OSKARŻENI KSIĘŻA. Stawia sobie za cel zdławienie wybuchu skandalu seksualnego a nie, dobro poszkodowanych - małoletnich ofiar księży pedofilów.

    OdpowiedzUsuń
  28. Nomilku cierpliwie i z miłością przypominam o istnieniu dziesiątek innych dokumentów, z którymi warto się zapoznać. Cytujesz ciągle CS, którego zresztą nigdy nie czytałeś w oryginale. A szkoda...

    OdpowiedzUsuń
  29. @ Autor - proszę o jedno - w końcu trzeba to zrozumieć - w państwie, w jakim żyjemy ( czyli w takim modelu państwa ) - świeckość polega na tym, że "władza" duchowa nie ma prawa odgórnie ( wyjatek - na drodze demokratycznych wyborów do głosu dochodzą kapłani)decydować, co jest zabronione, a co jest nakazane.

    Jeżeli Władza dopuszcza sprzedaż środków antykoncepcyjnych, to Duchowieństwo może tylko zabraniać swoim wiernym (którzy i tak swoje wiedzą) ich kupowania. Duchowieństwo nie może wymóc zakazu, bo w państwie zyją przecież również osoby niewierzące lub ignorujące jakiś segment nauki Duchowieństwa.

    Podobnie jest z handlem - Duchowieństwo nie może zamknąć sklepów, bo zakupy robią też niewierzący lub niepraktykujący. Można tylko sugerować, by powstrzymac się od łażenia w niedziele po sklepach.

    Na tym to polega.

    Oczywiście sprawa nie obejmuje takich hardkorowych klimatów jak aborcja. Tu zmiłuj nie ma. Tu chodzi o życie.

    I na tym moim zdaniem polega świeckość państwa.

    OdpowiedzUsuń
  30. Dla zainteresowanych plik w j. angielskim (opowiedz swoim czytelnikom o o Crimen napisanym w oryginale):
    http://www.ksiezapedofile.info/Criminales.pdf

    Ponad to:
    Odnowiona instrukcja (2001) przypominająca o karach za ujawnianie informacji o kościelnych dochodzeniach w sprawie księży-pedofilów przez osobę duchowną.
    Podpisano:
    Rzym, Kongregacja Nauki Wiary, 18 maja 2001
    kardynał Joseph Ratzinger - prefekt
    oryginał:
    http://www.vatican.va/roman_curia/congregations/cfaith/documents/rc_con_cfaith_doc_20010518_epistula_graviora%20delicta_lt.html
    //podtrzymuje on to, co zostało zawarte w 1962 roku
    Romae, e sede Congregationis pro Doctrina Fidei, die 18 maii 2001.
    + JOSEPHUS Card. RATZINGER
    Praefectus

    OdpowiedzUsuń
  31. Nie wiem czy przodkowie wybijający mamuty byli religijni, ale to Ks. zaczął "wypominki". A istnieje jakaś granica czasowa, od której zbrodnie czy prześladowania potępiamy, a od której się "przedawniły"? No ale... jak Kalemu ktoś ukraść krowy to źle, ale jak Kali ukraść komuś krowy to dobrze...
    Mimo różnicy poglądów, czasem Ks. złośliwości i takiego "patrzenia" z góry na nas, fajnie się Ks. czyta, chociaż zdecydowanie jednak wolę tematy "duchowe", a nie polityczne :)

    OdpowiedzUsuń
  32. pppiotrszczecin14 lipca, 2010

    bardzo mnie irytuje postawa episkopatu....a w zasadzie jej brak.. W tej chwili zachowują się jak ciepłe kluchy. W zasadzie by chcieli by krzyż został, ale nie chcą obrażać przyszłego prezydenta. Tutaj nie ma ALE...powinno być jasne stanowisko. Komorowski bez ich zgody na pewno krzyża nie ruszy...za dużo będzie miał do stracenia. Więc wszystko zależy od Kościoła. I jak krzyż zostanie usunięty to tylko sam do siebie będzie mógł mieć pretensje.

    OdpowiedzUsuń
  33. Ja jako katoliczka chciałabym przeniesienia krzyża w inne miejsce. Chciałabym, aby krzyż będący symbolem naszej wiary reprezentował Jezusa Chrystusa, a mam wrażanie, że krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego gloryfikuje nie osobę Jezusa Chrystusa, a śp. zmarłą parę prezydencką. Po prostu, pamiętajmy o kolejności, bo krzyż jest znakiem Jezusa Chrystusa, a nie PIS'u, PO, w ogóle partii politycznych czy przeróżnych ideologii.

    OdpowiedzUsuń
  34. http://www.fronda.pl/news/czytaj/przeniesiemy_krzyz_jak_postawicie_pomnik

    OdpowiedzUsuń
  35. Księże Rafale pisze ksiądz: "hierarchowie KK coraz potulniejsi"
    nie zgadzam się z tą opinią bo:
    Kościół nie może odstąpić od prawa do obecności krzyża w sumieniach ludzi i w przestrzeni publicznej. Mamy nadzieję, że to wewnętrzne przekonanie będzie powszechnie uszanowane - głosi komunikat biskupów wydany podczas obrad Episkopatu w Olsztynie.
    Więcej na: http://www.fronda.pl/news/czytaj/biskupi_w_obronie_krzyza_przypomina_nam_dokad_zmierzamy

    Pozdrawiam - enia

    OdpowiedzUsuń
  36. WItam Czcigodnego Ojca,
    choć z rzadka politykuje, ostatnimi czasy przyglądam się sprawie "krzyża" przed Pałacem Prezydenckim. Sprawę zostawiłbym harcerzom. Zastanawiam się jednak, w ogólnie nie patrząc na żadna ze stron polityki, to chyba nie do końca właściwe miejsce na krzyż. Mam wrażenie, że krzyż lubimy stawiać byle gdzie. A później to już trudno go ruszyć. Rozumie, że osoby, które zginęły były wierzące, a więc ten znak wiary symbolizuje wartości, do jakich się przyznawały. Tylko, że Polak ma to do siebie, że coś postawi, w tym wypadku krzyż i dawaj kłótnie.
    Ja, gdybym miał decydować o tej sprawie, pozwolę się na chwilę postawić w takowej sytuacji, ..., przeniósłbym ten krzyż na Powązki. TO jest miejsce właściwe, albo do kościoła św. Krzyża, jak była propozycja. Dziś z powodu tego znaku robi się wielką zawieruchę, oddalając się tak naprawdę od merytorycznej dyskusji na temat innych spraw, które powinny naszych rodzimych polityków interesować. No cóż mamy to do siebie: lepiej zająć się czymś innym, byleby nie zajmować tym, co konieczne, czy to, co naszym obowiązkiem.
    I raczej nie wydaje mi się, że krzyż kole w oczy Komorowskiego, czy jakiegoś innego dygnitarza. Bo najpierw mimo deklaracji, trzeba by było się ich zapytać, jakie to ma przełożenie na ich praktykowanie, kulturę osobistą i merytoryczną dyskusję, a tego, puki co ani w kampanii tych panów z LEWA, czy POmiędzy nie zauważyłem.
    pozdrawiam
    Oraclus

    OdpowiedzUsuń
  37. Przez ten blog uczę się cierpliwości...:) Czekamy na kolejną notkę, Księże ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  38. W każdej szkole, w każdym urzędzie, prawie na każdej ulicy krzyż. A podobno Polska jest państwem świeckim. Nie wyznaniowym. Polecam zapoznanie się z poglądami na ten temat, profesora filozofii Janem Hartmanem.

    OdpowiedzUsuń
  39. W szkole krzyże, w urzędach też? A czy mają być zdjęcia prezydenta, jak na białorusi? Chyba już do tego blisko? Polecam:
    http://www.deon.pl/wiadomosci/komentarze-opinie/art,108,portret-prezydenta.html

    OdpowiedzUsuń
  40. A proszę powiedzieć - czy Ci ludzie z PO i SLD są gorsi od innych nawet, skoro, jak ksiądz twierdzi - krzyż ich w oczy kole?
    Ksiądz wypowiada się o nich tak, jakby byli gorsi...

    Czy ja jestem gorsza od innych, skoro uważam, że deptak przez Pałacem Prezydenckim to nie jest miejsce na krzyż...?

    OdpowiedzUsuń

Chrystusowcy....

Zasadniczym celem Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej jest uwielbienie Boga i uświęcenie się poprzez naśladowanie Jezusa Chrystusa. W sposób szczególny członkowie Towarzystwa włączają się w apostolstwo na rzecz rodaków przebywających poza granicami państwa polskiego.

Duchowość Towarzystwa Chrystusowego,
wypływająca z życia zakonnego i kapłańskiego jego członków, oparta jest na charyzmacie Założyciela kard. Augusta Hlonda i posłannictwie zgromadzenia. Wypływa także z późniejszych tradycji wypracowanych przez wspólnotę, kierowanej zwłaszcza przez pierwszego przełożonego generalnego, współzałożyciela ks. Ignacego Posadzego.

Działalność Towarzystwa Chrystusowego zdeterminowana jest misją apostolską zleconą przez Kościół. Wypełniana jest poprzez gorliwe życie radami ewangelicznymi, modlitwą i pokutą oraz wszelkiego rodzaju pracami duszpasterskimi podejmowanymi dla dobra Polaków żyjącymi poza granicami kraju.

Kapłani Towarzystwa, jako słudzy Chrystusa niosą dobrą nowinę o zbawieniu wszystkim rodakom. Służą im nie tylko opieką duszpasterską, ale również kulturową i społeczną. Bracia zakonni uczestniczą w posłannictwie Towarzystwa poprzez gorliwe życie zakonne i podejmowane różnorakie prace dla wypełniania misji zgromadzenia.


Świadectwo....

...Z wiarą w Boga jest jak z lataniem. Może i nie jesteśmy ptakami, na rękach w powietrze się nie wzniesiemy, ale sny Dedala i Ikara o tańcu w chmurach drzemią w każdym z nas. Ktoś musiał zatem wymyśleć samoloty, balony, spadochrony. By poczuć trochę wolności i oderwać się od ziemi, wypowiadając wojnę poczciwemu prawu grawitacji.

Wierzyć, znaczy wzbić się - ze swoim niespokojnym sercem - w przestworza nieznane, bez skrzydeł. Myślę o tym, bo wciąż jestem świadkiem rzeczy i wydarzeń, o których jeszcze kiedyś mógłbym pomyśleć: zwykły przypadek, zbieg okoliczności, sztuczka nad sztuczkami. Kto raz spotkał na swojej drodze Boga, żywego i realnego, wszedłszy w zawiłość doświadczenia Jego obecności, ten już nigdy nie pomyśli, nawet na moment, że bez skrzydeł nie da się ulecieć w głąb tajemnicy. Niespokojne serce musi ostatecznie spocząć w Bogu...

To było 10 lat temu. Studiowałem wtedy filologię polską na Uniwersytecie Szczecińskim. Młody chłopak, z małej warmińskiej wioski, z legitymacją studencką w ręku, wylądował w dużym mieście. Zamieszkałem w akademiku. Nowe znajomości, kumple, wykłady, imprezy - życie studenckie. Wtedy w akademikach nie było internetu czy telewizji. Było za to życie towarzyskie, wysiadywanie do późnych godzin nocnych na korytarzach i w klubach studenckich. Mijały tygodnie. Wódka lała się litrami, dym palonej trawki - szwendał się bezwiednie korytarzami studenckiego organizmu. Przyszedł moment, że sięgnąłem przysłowiowego dna. Zawalone wykłady, moralność poniżej zera, pustka wewnętrzna coraz dotkliwiej dawała znać o sobie. Skreślono mnie w końcu z listy studentów. Wrak człowieka, z parszywą wewnętrzną samotnością, zawył któregoś wieczoru głęboko we mnie, ogłaszając całemu wszechświatu, że jestem prawdziwym zerem. Pamiętam ten wieczór. Leżałem w ciemnym pokoju, za oknami padał dołujący mnie jeszcze bardziej deszcz. Zacząłem płakać. Jak małe dziecko. Zerwałem się z łóżka, chwyciłem kurtkę i wybiegłem na zewnątrz. Myślałem - koniec. Jestem skończony. Co powiem moim rodzicom? Gdzieś, pięćset kilometrów stąd, harowali ciężko, by ich ukochany synek wyszedł na ludzi, ukończył studia i był szczęśliwy. Wierzyli we mnie. Dali mi wszystko, co mogli dać, odbierając sobie bardzo wiele. Szedłem tak długo, z tymi myślami. Deszcz mieszał się z moimi łzami. Pamiętam jak wtedy kląłem , przeklinałem, chciało mi się wrzeszczeć, wyć, krzyczeć, uciec gdzieś - ale dokąd? Aż w końcu stanąłem przed kościołem. Był późny wieczór. Kościół zamknięty. Uklęknąłem przed drzwiami, oparłem o nie swoje czoło i zacząłem wrzeszczeć do Boga. Potrzebowałem Go. Kiedyś słyszałem, jak w kościele mówili, że On przyszedł do chorych a nie do tych, co się dobrze mają. Cisza... Tylko deszcz i szum wiatru. Ale w tej ciszy było coś, co mnie uspokoiło. Zerwałem się z miejsca i pobiegłem do pobliskiej plebanii. Zacząłem na oślep dzwonić do wszystkich księży, tam mieszkających. Musiałem się wyspowiadać. Tak, byłem tego pewny, musiałem się wyspowiadać!!! Potrzebowałem oczyszczenia... Potrzebowałem uzdrowienia... Potrzebowałem Boga, który nie mógł mnie odrzucić. Teraz, albo nigdy! Jeśli istniejesz - wyciągnij mnie z bagna i tego piekła, które rozpętałem na własne życzenie. W domofonie usłyszałem nagle spokojny głos jakiegoś księdza. Wybuchłem płaczem...

Ten wieczór zdawał się nie mieć końca... W spowiedzi wyrzuciłem z siebie wszystko. Nie pamiętam ile trwała. Mówiłem dużo, przez łzy, ksiądz nie przerywał, tylko słuchał. Opowiedziałem historię mojego życia, wszystko, co podpowiadało mi moje niespokojne serce. Mówiłem o tym wszystkim nie księdzu, ale Bogu. Czułem, że mnie słyszy. Pomyślałem: przecież on to wszystko wie... On tak, ale i do mnie musiało to wszystko dotrzeć. Potężna fala wyzwalającej prawdy uniosła mnie i moją rozpacz, poddałem się sile żywiołu, wiedziałem, że nic mi się nie stanie. On był zbyt blisko...

Wracałem do akademika mocno wyczerpany. Wszystko mnie bolało: kości, mięśnie, głowa... Rzuciłem się na łóżko i zasnąłem. Po raz pierwszy, od długiego czasu, zasnąłem. Nie mogło być inaczej. Łaska przebaczenia uspokoiła wezbrane wody. Spałem wtulony w mojego Boga... Który mnie ocalił...

W kilka dni póżniej spakowałem się, by powrócić w moje rodzinne strony. Siedziałem w pociągu, skulony jak przerażone pisklę. Teraz czekało mnie coś najtrudniejszego. Spotkanie z rodzicami. Pociąg sunął się mozolnie, po mocno żelaznych szynach, wioząc zalęknionego syna, który zawiódł swoją matkę i ojca. Cały czas się modliłem. Od czasu do czasu w myślach pojawiała się twarz płaczącej mamy i twarz taty, z jego surowym spojrzeniem i krzykiem w tle. Był porywczym i nerwowym człowiekiem.

Gdy pociąg wjeżdżał na stację Braniewo, czekałem na najgorsze. Wyszedłem z pociągu. W oddali ujrzałem sylwetkę ojca. Zbliżałem się do niego powoli, niepewnie. Gotowy na wszystko. Na pierwsze docinki, marudzenie, może krzyk... Na pierwsze przekleństwa...

Ojciec nagle ruszył w moją stronę. Czułem w powietrzu jego siłę i moc. Spuściłem wzrok, czułem, że pod powiekami za chwilę pojawią się pierwsze łzy. Nie krzyczał... Nic nie powiedział, tylko rzucił się na mnie, oplatając mnie swymi ramionami. Ten uścisk wszedł w fazę nieskończoności. Uścisnął mnie mocno, jak gdyby nie chciał mnie już nigdy ze swoich ojcowskich ramion wypuścić. To nie był sen. To był mój ojciec, jakiego wcześniej nigdy nie znałem... Szeptał mi do ucha: synu, jak ty wyglądasz?... Znoszona kurtka, spodnie, stare buty. Cała kasa szła przecież na zabawę, alkohol, fajki, trawę... Płakałem. A on mnie ciągle ściskał. I wtedy poczułem coś, co mnie z jednej strony przeraziło a z drugiej zalało niedającym się opisać pokojem. Poczułem nie tylko ramiona mojego taty. To nie były tylko jego ramiona. W tym momencie, na peronie, obejmował mnie sam Bóg. Ojciec obejmował syna marnotrawnego... Bóg objął swoje zagubione dziecko. To doświadczenie było tak silne, tak stuprocentowe, że nawet teraz kiedy to piszę, przenika moje ciało dreszcz, zmieszany ze wzruszeniem. Tego dnia uzyskałem, jedyny z możliwych, dowód - na istnienie Boga. Dowód spłodzony w ramionach mojego biologicznego ojca...

I wtedy byłem już pewien swojej przyszłości. W objęciu Boga pojawiło się pragnienie, mocne i nie do zniszczenia. Pragnienie obejmowania ludzi zagubionych. Pragnienie szukania tych, którym brakuje sił do odnalezienia pokoju ducha. Pragnienie, by inni w moich ramionach, słowach, gestach mogli odkryć tajemnicę najpełniejszej i prawdziwej miłości, której na imię - Bóg... Jedna droga umożliwiła mi realizację tego silnego pragnienia. Wstąpiłem do zakonu. Zostałem księdzem i zakonnikiem. By Bóg mógł przeze mnie odnajdywać tych, którzy od Niego odeszli, w dalekie strony, pełne mroku i zwątpienia...

„Stworzyłeś mnie, Boże, dla siebie i niespokojne jest serce moje, dopóki nie spocznie w Tobie”. To słowa św. Augustyna. Moje ulubione, bo pełne tego, co dane mi było doświadczyć... Wiele jest historii niespokojnych serc. I wiele z tych historii rozgrywa się pośród nas, cichych i rzeczywistych do bólu... Bogu te wszystkie historie zawierzam, z nadzieją (może czasami aż nazbyt natrętną), że nie jedno serce (zagubione i niespokojne) otworzy się na łaskę wiary, by spocząć w ramionach ciepłych od prawdziwej miłości.

"Oto czynię wszystko nowe. (...) Stało się. Jam Alfa i Omega, Początek i koniec. Ja pragnącemu dam darmo pić ze źródła wody życia (...) I będę Bogiem dla niego, a on dla mnie będzie synem..."
(Ap 21, 5-7)