21 listopada 2010

Egzorcyzm to nie pożywka dla popkultury



W Niepokalanowie zakończył się tegoroczny zjazd księży egzorcystów. Poruszono na nim wiele ciekawych kwestii. Jedno jest pewne: w człowieku, żyjącym tak, jakby Boga nie było, tworzy się pustka, domagająca się zapełnienia. Zwiedzeni, szukamy dobra u ojca wszelkiego zła. O fatalnych tego skutkach z egzorcystą rozmawia Marta Brzezińska.

Mamy coraz więcej księży - egzorcystów. Wzrasta zapotrzebowanie na taką formę posługi duszpasterskiej?

Ks. dr Wiesław Jankowski*: Gdyby takiego zapotrzebowania nie było, księża biskupi nie ustanawialiby nowych egzorcystów. Kapłanów, którym powierza się posługę egzorcyzmowania, jest w Polsce ponad stu. Myślę, że ten wzrost świadczy o coraz większym zapotrzebowaniu na – miejmy nadzieję - coraz bardziej dostępną posługę dla tych osób, które jej faktycznie potrzebują.

Egzorcyści byli w Kościele od zawsze?

Tak, ta posługa zawsze była, mniej czy bardziej, dostępna, choć słusznie otaczana roztropną dyskrecją. Od czasów Oświecenia egzorcyzmowanie dokonywane przez kapłanów zostało - w ogromnej mierze - z powodu przesądów filozoficznych charakterystycznych dla myśli i mentalności pooświeceniowej (co trwa w takiej czy innej formie do dziś) - zepchnięte na wąski i jakby zapomniany margines. Nie znaczy to jednak, że Kościół Jezusa Chrystusa znalazł się poza przestrzenią walki duchowej. Zawsze w stanie walki duchowej pozostawał. W pierwszym szeregu tych zmagań nie zabrakło przecież ludzi świętych (np. św. Jan Vianney dręczony przez szatana i skutecznie walczący z nim i wielu innych, zaś u nas bł. Rafał Chyliński).

Jakie są przyczyny tego, że egzorcyści są potrzebni coraz częściej?

Obecnie, pierwszą i najważniejszą, choć może w pobieżnym oglądzie nie jawiącą się jako bezpośrednia, przyczyną zapotrzebowania na posługę kapłanów egzorcystów jest szeroko rozpowszechniony styl nie liczenia się z Panem Bogiem i Jego przykazaniami, tak jakby Pana Boga wcale nie było. Czcigodny Sługa Boży papież Jan Paweł II, w Adhortacji „Familiaris Consortio” (1981), zdiagnozował najistotniejsze źródło wszechobecnej w życiu i kulturze - zwłaszcza Zachodu - mentalności przeciwnej życiu (anti–life mentality), nazywając przyczynę tego zjawiska po imieniu, jako „brak Boga w sercach ludzi”. W Santiago de Compostella Jan Paweł II ostrzegał młodzież przed mentalnością konsumpcyjną, wskazując na jej prawdziwą naturę, którą jest praktyczny ateizm. Człowiek nie może żyć z pustką w sercu. Musi ją czymś zapełniać. Nawet przyroda nie znosi próżni. Jeśli człowiek zaczyna żyć bez Boga, zaczyna w sobie jakiś proces prowadzący do ubóstwiania czegokolwiek. Ta pusta przestrzeń wewnętrzna w człowieku i zewnętrzna wokół niego, która zostaje po Bogu wyproszonym z życia osobistego i społecznego, bywa zapełniana bardzo dziwnymi rzeczywistościami. W każdym człowieku drzemie pretensja do zostania bożkiem dla samego siebie.

Ponadto, człowiek jest w stanie tak bardzo pomylić dobro ze złem, gdy, zwłaszcza zwiedziony i okłamany, chce dobra szukać nawet u twórcy wszelkiego zła. Formy zwracania się ku realnie oddziałującym mocom ciemności są przeróżne, co przy jednoczesnym lekceważeniu zaproszenia przez Pana Boga do życia w przyjaźni z Nim, może przynieść opłakane skutki pełne cierpienia. Prędzej czy później te gorzkie owoce muszą urosnąć, bo człowiek sam sobie tego życzy. Uzasadnia to dziwnie pojętym „dobrem, postępem, wyzwoleniem, demokracją" i innymi frazesami. Człowiek, choć powołany do miłości, czyli do odpowiedzi na Dar, jaki Bóg – Miłość uczynił ze swojego Syna dla każdej osoby, nie zawsze udziela pozytywnej odpowiedzi osobistym, bezinteresownym darem z siebie dla Miłości, którą jest Bóg. To widać nie tylko po sposobie podejścia do wierności Panu Bogu w zakresie pierwszego przykazania (słusznie uważanego w przypadku różnych wykroczeń w tej materii za dziedzinę rozlicznych sposobów otwierania się na nadzwyczajne oddziaływanie mocy ciemności), lecz także po desakralizowaniu tak podstawowych instytucji (ustanowionych przez Boga dla dobra każdego człowieka i całej ludzkości), jak powołanie do małżeństwa, które odziera się z wymiaru Bożej tajemnicy. Widać to po zuchwałym zawłaszczaniu przez człowieka Bożych kompetencji nad życiem.

Na przykład trudno pojąć, dlaczego w toku dyskusji nad nieludzkimi procedurami in vitro, prawie nie zwraca się elementarnej uwagi na oczywisty fakt, że one, obok śmierci i innych szkód wyrządzanych dzieciom poczynanym i pozostawianym poza kontekstem miłości małżeńskiej i rodzicielskiej, wcale nie leczą bezpłodności. Jeszcze bardziej zdumiewającym jest kompletny brak liczącego się poparcia dla faktycznie leczącej bezpłodność naprotechnologii, służącej takiemu poczynaniu dzieci, które respektuje świętość nowego życia i godność ludzkiego rodzicielstwa. Trudno zrozumieć, dlaczego nasze Państwo i system opieki zdrowotnej nie mogłyby pomóc w rozwoju naprotechnologii…

Czy ma na to wpływ kryzys wartości, jaki można zaobserwować?

Prawdziwe wartości, pochodzące z zamysłu Bożego, nie ulegają dewaluacji ani kryzysowi. Kryzysem dotknięty może być styl i sposób traktowania nieprzemijalnych wartości, których kwestionowanie stawia człowieka w konflikcie z Miłością Boga i z samym dobrem człowieka. Szatan pragnie zniszczyć dzieła Boże. Nie mogąc dosięgnąć Boga, niszczy wynalazki Jego miłości: osobową naturę człowieka - poprzez uprzedmiotowienie osoby (np. poprzez antykoncepcyjnie przetworzony akt małżeński); życie ludzkie - które chce zdegradować do przyrodniczych parametrów ekosystemu, albo produktu farmaceutyczno–kosmetycznego; miłość małżeńską - sprowadzając ją do jakiegoś „seksu” i pornografii, albo nazywając „po małżeńsku” związki jednopłciowe. Papież Paweł VI ponad czterdzieści lat temu w swojej profetycznej encyklice „Humanae Vitae” (1968) przestrzegał przed ustąpieniem wobec ataków (mentalności antykoncepcyjnej) na godność ludzkiego rodzicielstwa, bo, jak słusznie przewidywał, groziło to swoistym otwarciem puszki Pandory i wypuszczeniem upiorów rozbestwionej cywilizacji śmierci. Kard. Christoph Schönborn zwrócił uwagę, że – o ironio! - austriacki ojciec pigułki antykoncepcyjnej z bólem zauważył, jak daleko zapędził się egoizm sięgających po antykoncepcję w jego kraju, skoro praktycznie zrezygnowano ze znaczenia rodzicielskiego aktu, który z natury służyć ma też nowemu życiu. Austria, obok innych krajów europejskich – wymiera. Polska nie jest, niestety, poza tym śmiercionośnym trendem. Pierwotną przyczyną tych zjawisk jest po prostu kryzys podejścia do rodziny, kryzys w rozumieniu i podejmowaniu powołania do małżeństwa. Dziecko od samego początku powinno być chronione przez ten szczególny parasol ochronny, jaki zapewnia mu sakrament małżeństwa jego rodziców. To jest pierwsza sytuacja i sposób zetknięcia się małego dziecka, które powinno być szczerze i z miłością przyjęte - z tajemnicą Bożego miłosierdzia.

Wróćmy do popkultury…

Pełna jest ona różnych niebezpiecznych treści, szczególnie dla tych, którzy nie chcą się zabezpieczać tą zbroją Bożą, o której pisał św. Paweł w Liście do Efezjan. Jakiekolwiek zbliżanie się do rzeczywistości okultystycznych grozi wejściem w zasięg takiego oddziaływania Złego, także oddziaływania nadzwyczajnego, które może skończyć się poważnym zniewoleniem niosącym niewyobrażalne cierpienie.

Jak dziś daleko od popkultury do egzorcyzmu? Czy ma to coś wspólnego z niemałym zainteresowaniem popkultury egzorcyzmami?

Może być daleko i może być blisko! Spróbuję to wyjaśnić. Źródła inspirujące takie zjawiska, jak techno, tzw. gotyk, czy „moda” na wampiryzm, są obce a raczej wręcz wrogie chrześcijaństwu. Jeśli inspiratorem wskazanych, czy pokrewnych mrocznych zjawisk nie jest Duch Święty, czy dobrzy aniołowie i nie da się w rozeznaniu duchowym sprowadzić takich „fenomenów” do inspiracji czysto ludzkich, pozostaje jeszcze do rozpoznania inspiracja duchów złych. Jeśli coś jest wrogie tajemnicy Wcielenia Syna Bożego dzięki Bożemu Macierzyństwu Niepokalanej Dziewicy Maryi, Trójcy Przenajświętszej oraz Passze Pana Jezusa i wrogie Jego Mistycznemu Ciału, czyli Kościołowi, włącznie z elementami agresji, profanacji czy upartego ukrywania się pod pozorami dobra (wampiryzm „Zmierzchu” lansujący satanizm w postaci lucyferyzmu), to mamy zespół zjawisk (sub- czy pod-) kulturowych dalekich od chrześcijaństwa założonego przez Jezusa Chrystusa. Jednocześnie tkwienie w treściach, którymi te zjawiska są nasączone, może prowadzić do ciężkich zniewoleń duchowych, takich, które wymagają pomocy kapłana - egzorcysty. W ten sposób konfrontacja właściwa dla walki duchowej zbliża do siebie obce sobie źródła (i ich owoce) inspiracji duchowej, tak jak wrogie wojska ścierają się na śmierć i życie na polu bitwy.

Jaki - zdaniem Księdza - kierunek zainteresowania egzorcyzmami byłby najbardziej właściwy?

Widziałbym większy sens w zainteresowaniu Panem Jezusem, aniżeli swoistym „posmaczkiem grozy” i sensacji. Przecież właśnie mocą Bożą dokonuje się uwolnienie osób dręczonych przez złe duchy. Wtłaczać tę podstawową prawdę posługi miłości chrześcijańskiej, jaką jest egzorcyzm, w gatunek horroru (np. znana produkcja amerykańska pt. „Egzorcysta” z lat 70-tych) jest rozmijaniem się z prawdą.

Z drugiej strony, duże zainteresowanie posługą księży - egzorcystów jest poniekąd jednocześnie i dziwne, i zrozumiałe. Egzorcyzm jest wprowadzeniem zwycięstwa Jezusa Chrystusa nad szatanem w życiu konkretnego człowieka, należy więc na to sacramentalium patrzeć optymistycznie, od strony Jezusa Chrystusa i całej Trójcy Przenajświętszej, jako na służbę miłości ku wyzwoleniu osoby zniewolonej, dręczonej, czy wręcz opętanej - a nie tylko od strony złego dręczyciela. Ezgorcyzm - to szczególne sacramentalium warto traktować nie jako coś sensacyjnego, ale podobnie, jak się ceni każdą posługę spełnianą w imię Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła. Choć egzorcyzm nie jest sakramentem (jak sugerowałby poniekąd tytuł wydanej przez Frondę książki – „Czarny sakrament”, traktującej o konkretnych nadzwyczajnych, bo zdarzających się rzadko, zjawiskach powodowanych przez złe duchy), wciąż wywołuje sensację, choć więcej zainteresowania należałoby się samemu szczytowi liturgii Chrystusa i Kościoła, którym jest Eucharystia, i sakramentowi Pokuty i Pojednania, które pełnią swoją rolę niezbywalną i nie do zastąpienia w procesie nawrócenia osób opętanych i dręczonych. Egzorcyzm należy postrzegać w kontekście całej struktury sakramentalnej Kościoła w sensie szczegółowym (siedem sakramentów św. – znaków zbawczych z ustanowienia Chrystusa) i w sensie szerszym - Kościoła, jako wspólnoty zbawczej, będącej znakiem zjednoczenia ludzkości z Bogiem.Eucharystia jest szczytem liturgii Kościoła, to jest szczególne uobecnienie Misterium Paschalnego Pana Jezusa, zaś egzorcyzm to – powtórzmy raz jeszcze - sacramentalium Kościoła, modlitwa odprawiana w imieniu Chrystusa, mocą wiary Kościoła przez wyznaczonego do tego kapłana.

Przykład bardzo aktualny – seria o Harrym Potterze, „Zmierzch”, do kin właśnie wszedł „Ostatni egzorcyzm”…

To szalenie popularne, ale rzadko mówi się, że niebezpieczne. Harry Potter traktowany jest jedynie jako „miękki ezoteryzm”. Moje doświadczenie sugeruje wielką ostrożność. Spotkałem się bowiem z przypadkiem osoby, która przeczytała tę książkę, pochłaniając wszystkie tomy z tej serii. Osoba ta poprosiła o modlitwę ratującą ją z dziwnego stanu, w jakim się znalazła. Na początku nabożeństwa z kropidła spadła na tę osobą kropla wody święconej. Widząc, co się zaczęło dziać, trudno było uniknąć skojarzenia, że nagle jakaś siła nieomal wgniotła tę dręczoną, jak się okazało, osobę w zagłębienie fotela. O. Aleksander Posacki SJ napisał kiedyś w artykule opublikowanym w “Naszym Dzienniku”, że ideowym pierwowzorem postaci głównego bohatera tej serii jest jeden ze współczesnych założycieli kościoła szatana.

To wszystko świetnie się sprzedaje…

Oczywiście, takie rzeczy przynoszą zyski, ale nikt się nie zastanawia, jakie mogą być straty. Obserwujemy dziwną tendencję w popkulturze, która przejawia się zainteresowaniem satanizmem czy wręcz lucyferyzmem. Dlatego popularnością cieszyła się choćby wspomniana przez Panią seria “Zmierzch”.

Oswaja się ludzi ze złem?

Zdecydowanie mamy do czynienia - nieważne, czy w sposób zamierzony, czy nie - z efektem oswajania młodzieży z podstępami zła. Wszystko, co dotyczy wampiryzmu, ma bardzo silne podłoże ideologiczne, okultystyczne. Oswaja się tysiące ludzi z - posłużmy się pojęciem spotykanym we współczesnym nauczaniu Kościoła - kulturą śmierci. Chodzi o skierowanie sympatii dla czegoś, co jest przeciwne ludzkiej naturze. To niebezpieczne, bo może się okazać, że nie do końca świadomie ktoś się otwiera na działanie Złego, daje mu przyzwolenie na wejście w swoje życie.

Trzeba zatem podjąć działania prewencyjne?

Za mało dziś mówimy o zagrożeniach, które kryją się w rzeczach na pozór neutralnych, a nawet wydających się dobrymi. Brak jest informowania, zwłaszcza młodych ludzi, o tych niebezpieczeństwach. Czy słyszy Pani w mediach, żeby ktoś mówił o zagrożeniach związanych z homeopatią? Zdarzają się przypadki zniewoleń duchowych, nawet wśród dzieci, w wyniku stosowania środków homeopatycznych. Takie są  fakty i nie można podchodzić do nich beztrosko.

Jak rozpoznać, czy mamy do czynienia z chorobą psychiczną, czy z opętaniem?

Zanim nastąpi spotkanie z egzorcystą i zapadnie ewentualna decyzja o odprawieniu egzorcyzmu, trzeba przeprowadzić szereg badań, skonfrontować stan człowieka z rzetelną wiedzą kompetentnych psychologów, psychiatrów czy lekarzy innych specjalności. Jeżeli wykluczy się naturalną przyczynę stanu osoby zwracającej się o pomoc, to wtedy warto, żeby sprawą zajął się egzorcysta. Kościół zaleca i szanuje kompetencje lekarzy i psychologów. Dobrze by było, gdyby lekarze również szanowali doświadczenie egzorcystów, którzy mają swoje kompetencje, wiedzę i doświadczenie, oraz łaskę stanu, aby stwierdzić, czy jakieś zachowania są skutkiem działania złych mocy. Osoby dręczone niekiedy opowiadają o swoich cierpieniach, jakby ich przeżycia przypominały chorobę psychiczną. My jednak dociekamy występowanie obiektywnych źródeł właściwych dla zniewoleń duchowych. Kapłani pełniący posługę egzorcyzmu na pewno nie chcą własnymi kompetencjami wkraczać w dziedziny, które do nich nie należą. Więcej, oczekują potwierdzenia lub wykluczenia występowania określonych chorób, co jest cenną pomocą w rozeznaniu stanu osób poszukujących pomocy odpowiedniej do ich sytuacji.

Jakie są dostrzegalne oznaki zniewoleń duchowych i opętań?

Można wiele o tym mówić. Lista symptomów może być długa. Jednak zasadniczym znakiem jest występowanie agresji i awersji wobec sacrum, wobec Pana Boga, sakramentów i sakramentaliów, osób Bogu poświęconych, miejsc kultu, szczególnie sanktuariów (zwłaszcza poświęconych Maryi Matce Bożej). Mogą się zdarzyć zdolności paranormalne: przypływ dużej siły fizycznej, zwłaszcza podczas modlitwy egzorcyzmu, mówienie językami nieznanymi osobie dręczonej lub ich rozumienie, itd.

Każdy przypadek, kiedy zgłasza się osoba dręczona przez złego ducha, kończy się egzorcyzmem?

Oczywiście, że nie. Właściwie niewielki procent osób zgłaszających się do egzorcystów to ludzie ciężko dręczeni, czy wręcz opętani. Egzorcyści są przecież kapłanami, więc ludzie przychodzą poradzić się w różnych sprawach, czasem po prostu poszukują kierownictwa duchowego, lub pomocy w rozeznaniu swego stanu.

Jak się ustrzec przed zniewoleniem duchowym?

Przede wszystkim trzeba znajdować się w stanie łaski uświęcającej. Z woli Bożej wszyscy jesteśmy powołani do świętości i trzeba ten Boży zamysł realizować. Trzeba też żyć w zgodzie ze wszystkimi przykazaniami, zachowywać porządek Boży. I unikać, nie inicjować kontaktów z mocami ciemności.

A może lepiej od razu zwracać się np. do Archanioła Michała?

Każda modlitwa jest uwielbieniem Pana Boga w Trójcy Świętej Jedynego. Nawet jeśli jest to modlitwa za wstawiennictwem jakiegoś świętego czy Archanioła, to kierowana jest zawsze do Pana Boga. Aniołowie, czyste duchy, mają zleconą przez Boga opiekę nad nami, aby nas chronić przed działaniem złych duchów. Tylko, że człowiek musi sam tej ochrony dla siebie pragnąć i nie zaniedbywać troski o to.

A kiedy już będzie dziać się coś niepokojącego...?

Warto zasięgnąć rady swoich duszpasterzy, którzy (dotyczy to wszystkich kapłanów) mogą posługiwać modlitwą o uwolnienie i już na tym etapie problem może zostać rozwiązany. W trudniejszych przypadkach trzeba uważać, żeby nie trafić do tych osób świeckich, którzy podając się za egzorcystów nie mają z posługą kapłanów w tym zakresie nic wspólnego. Kontakty z tzw. świeckimi egzorcystami mogą pogorszyć duchowy i fizyczny stan, a nawet w swych skutkach być bardzo szkodliwymi. Na temat kontaktu z kapłanem – egzorcystą należy zasięgnąć informacji w Kurii Biskupiej własnej diecezji, bądź przynajmniej we własnej parafii. Duszpasterze parafialni chętnie pomogą w nawiązaniu właściwego kontaktu.

Kończy się spotkanie egzorcystów w Niepokalanowie. Mógłby je Ksiądz krótko podsumować?

Było to wartościowe spotkanie, ponieważ oprócz wartościowych wykładów akademickich, wiele uwagi poświęcono m.in. tym wysiłkom duszpasterskim kapłanów, które współbrzmią blisko z posługą egzorcyzmu, choć do niej bezpośrednio nie należą. Spotkanie sprzyjało zdobyciu większej wiedzy na temat tego, co się dzieje w zakresie omawianej posługi w innych krajach, jak np. w pobliskich Czechach, czy dalej – w Stanach Zjednoczonych, gdzie wyraźnie rośnie wrażliwość na potrzebę posługi egzorcystów i los ludzi dręczonych przez moce ciemności, których dla ich cierpień określa się w Kościele jako najbiedniejszych z biednych. Oni naprawdę potrzebują pomocy!

Rozmawiała Marta Brzezińska

Ks. dr Wiesław Jankowski – teolog duchowości z Wydziału Studiów nad Rodziną Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, uczestnik Ogólnopolskiego Zjazdu Egzorcystów w Niepokalanowie. Pełni posługę egzorcysty w Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej, oraz pomocniczo - w Archidiecezji Warszawskiej.

źródło: Fronda.pl

17 komentarzy:

  1. może warto napisać o domu prowadzonym w Poczerninie przez ks A.Trojanowskiego... - to nasze okolice, a jakoś rzadko słyszę o tej inicjatywie tego egzorcyzty

    OdpowiedzUsuń
  2. A może warto uświadomić młodych ludzi ze zły nie śpi... I zawsze bedzie nas w jakiś sposób gnębił... Do puki nie zauwarzymy ze to on nam najbardziej przeszkadza w duchowym życiu doputu on bedzie miec wolna ręke...
    Z drugiej strony sama wiem po sobie jesli ktos by mi powiedzie pół roku temu ze szatan mnie przesladuje i namawia do zlego to bym chyba go wsysmiała... Ale teraz rozumiem tak wieel ze strach mnie ogarnia codziennie o godzinie 3 w nocy...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomijając kwestię śmieszności - dział "Praca"... - dzisiaj np. znalazłem coś takiego...

    http://praca.wp.pl/title,Diabla-wygnam-za-stowe-Egzorcyzmy-zabobon-czy-ciezka-praca,wid,12864098,wiadomosc.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętam ok. 15 lat temu, byłam wtedy daleko od Boga,już dorosła, ale jeszcze bez pierwszej komunii i bierzmowania (zaniedbanie rodziców),i w związku niesakramentalnym. Wciąż pamiętam to zdarzenie: sama w wynajętym pokoju, w starej kamienicy w Warszawie. Właścicielki mieszkania nie było, spała u córki, niedawno w tym mieszkaniu zmarła jej mama-staruszka. Obudziłam się w nocy pełna lęku. Miałam otwarte oczy, wyraznie widziałam, że leżę w łóżku, że jest ciemno i zarysy sprzętów w świetle latarni zza okna. Ogarnął mnie taki okropny lęk; bałam się i chciałam krzyczeć ze strachu, ale byłam jak sparaliżowana-nie mogłam otworzyć ust i wypowiedzieć słowa, nie mogłam się poruszyć. Trwało to dłuższą chwilę, po czym przeszło. Lęk mnie jednak nie opuścił, potem bałam się spać w tym pokoju i miałam przez całą noc włączony telewizor. Gdy po latach opowiedziałam to pewnemu księdzu, stwierdził, że mogło to być działanie diabelskie. Zresztą, podejrzewałam to wcześniej, chociaż wtedy nie zdawałam sobie sprawy co to może być, dopiero po nawróceniu zrozumiałam. Nie życzę nikomu takiego przeżycia. Dodam, że w duchy wtedy nie wierzyłam i byłam raczej racjonalistką. Annie

    OdpowiedzUsuń
  5. Annie,
    jeśli mogę się wtrącić, to Twoje doznania były już wielokrotnie opisywane w literaturze medycznej pod nazwą "paraliż przysenny". Jest to stan z pogranicza jawy i snu, zdarzający się całkiem zdrowym osobom. To jest zjawisko wybudzenia się mózgu z głębokiego snu, kiedy jeszcze reszta ciała śpi. Trwa to zwykle krótko. Pomaga pogłębione oddychanie, żeby impulsy doszły do mięśni i aby nasz ruch przerwał ten stan pełen niepokoju, że coś jest nie tak. Zwykle paraliżowi towarzyszy nieprzyjemny dźwięk i odczucie spadania. Tyle medycyna, choć działania diabolicznego też nie można wykluczyć.

    'córka marnotrawna'

    OdpowiedzUsuń
  6. Być może, nie wykluczam, chociaż nie słyszałm żadnego dzwięku i nie miałam uczucia spadania. Ciekawe jednakże, jak w takim razie medycyna tłumaczy stan,w który wpadają osoby na modlitwach o uzdrowienie, prowadzonych przez Odnowe w Duchu Świętym? Oni to nazywają"spoczynkiem w Duchu'. Do kapłana podchodzą kolejno ludzie, on kładzie im na głowę ręce i modli się. Niektóre osoby upadają na ziemię, wygląda to jak omdlenie. Leżą przez pewien czas, aż mogą wstać. Byłam na kilku takich mszach, i to prowadzonych przez księdza egzorcystę. Mój sąsiad nie wierzył w to, myślał, że oni udają, i podszedł z ciekawości. Upadł. Potem pytałam go, co czuł, powiedział, że wszystko widział i słyszał, tylko był jak sparaliżowany,nie mógł się ruszać. Ja też poszłam tam z ciekawości, po podejściu do księdza wprawdzie nie upadłam, ale odczułam lekkie oszołomienie i przypływ radości. Więc rzeczywiście jakieś działanie wtedy ma miejsce. Podobno jest to działanie Ducha Swiętego. I widzę tu pewną analogię do tamtego mojego stanu: wtedy był to "dotyk zła", a w opisywanej sytuacji z kościoła "dotknięcie dobra". Oczywiście nie mam na to dowodów stuprocentowych, taka mądra nie jestem, ale fakty mówią same za siebie. I raczej nie mogła to być jakaś zbiorowa histeria czy coś w tym rodzaju, bo ten chłopak podchodził do tego sceptycznie;myślał, że udają, a sam się przewrócił. Oczywiście, nie wszystkie osoby się przewracają, są takie, co nic nie czują, ale większość osób na takich nabożeństwach leży. Zresztą, to podobno nie ma znaczenia, bo Duch Św. działa w różny sposób. Zobaczyłam, więc uwierzyłam, bo coś w tym musi być. Annie

    OdpowiedzUsuń
  7. Paraliż przysenny dotyczy ok.30% - 50% populacji czyli występuje stosunkowo często. Ja akurat podczas tego zjawiska miałam to "nieszczęście" słyszeć nieprzyjemny gwizd i czułam, że spadam. Nie należę do żadnej grupy charyzmatycznej i nigdy w kościele nie przeżyłam spoczynku w Duchu Świętym i powiem szczerze wcale nie odczuwam takiej potrzeby. Duch Święty działa tak realnie i nieprzewidywalnie , że i tak jest ciekawie, bez dodatkowych wrażeń. Co do zachowań histerycznych to są one podświadome, więc nikt nie jest w stanie ich wywołać na zawołanie. Do nich należą takie zachowania jak właśnie drętwienie, ślepota, głuchota, niemota (czasowe), uczucie omdlewania, zawroty głowy i wiele innych. Krótko mówiąc ile w tych zdarzeniach jest faktycznego działania Ducha Świętego, a ile zaburzeń nerwicowych, trudno bez badań stwierdzić.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pewnie tak,tak samo jak trudno jest odróżnić prawdziwe opętanie od choroby psychicznej i dziwię się(z pozycji laika), jak to jest możliwe. Dodam jeszcze, że będąc na spotkaniu grupy Odnowy, słyszałam, jak pewien pan "śpiewa w językach", tzn. śpiewa w niezrozumiałym języku. Oczywiście, mógł symulować, ale wsłuchując się w te słowa doszłam do wniosku, że jest to język podobny do arabskiego. (zwięki, wymowa). Z całą pewnością osoba ta języków obcych nie zna, żeby swobodnie się wypowiadać i śpiewać, jest on ministrantem w naszym kościele, ale skąd arabski? Powiedziałam mu potem, to sam się dziwił. Dziwne. Annie

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziwna przypadłość. Im więcej religii w szkole, tym więcej potrzeba nam w kraju egzorcystów. Gołym okiem widać, że w krajach, gdzie społeczeństwo staje się laickie, tam też egzorcystów nie przybywa.

    OdpowiedzUsuń
  10. Guzik prawda Ajar. Właśnie, że przybywa, bo piekło wypełnione obywatelami społeczności laickich, zdaje się być już przepełnione :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Proponowałbym w takim razie księdzu Rafałowi wyjazd choćby do Japonii. Tam religii katolickiej można uświadczyć tyle co brudu za paznokciami. I pewnie z tego względu szatan grasuje tam na każdym kroku. Roboty byłoby więc co niemiara. Można by go gonić z kropidłem na każdej ulicy.

    OdpowiedzUsuń
  12. A podobno szatan najbardziej atakuje osoby blisko Boga lub te bliskie nawrócenia. Annie

    OdpowiedzUsuń
  13. wiara w diabelki i inne czary mary spowodowana jest tym ze wciska sie takie bzdury od urodzenia powodujac rozne zwichniecia psychiczne bedac doroslym, ale wtedy to juz za pozno na normalnosc.

    OdpowiedzUsuń
  14. Być może komuś wydaje się, że szatan ma postać diabełka, ale nie chodzi o to, jaką ma postać, ale czym jest. Jest to moim zdaniem zło, a czy jest bytem osobowym, czy nieosobowym, to chyba nie ma takiego znaczenia. Ważne, że istnieje. Bo chyba nikt nie zaprzeczy, że zła nie ma? Mi nikt nie wciskał takich bzdur od urodzenia, bardzo rzadko chodziłam do kościoła, a pierwszą komunię i bierzmowanie uzupełniałam jako dorosła osoba. Gdy zaczęłam w tym czasie chodzić systematycznie do kościoła, byłam świadkiem różnych rzeczy, o których już pisałam. Wystarczy przejść się na nabożeństwo o uzdrowienie fizyczne i duchowe, organizowane przez Odnowę w Duchu Świętym (modlitwa z nakładaniem rąk)i popatrzeć, co się dzieje. Ludzie mdleją, padają na ziemię. Więc jakieś oddziaływanie wtedy ma miejsce, cokolwiek to jest. Sama odczułam to na sobie, podchodząc tam po to, by sprawdzić, co się stanie. Lekko zakręciło mi się w głowie i odczułam przypływ radości-(po nałożeniu mi na głowę rąk i modlitwie).Wcale nie podchodziłam tam z radością, bo zaraz ogarnie mnie Duch Święty, jestem sceptyczna w takich sprawach. Byłam ciekawa, jak to na mnie podziała, czy też się przewrócę, i jakie to jest uczucie. I myślę, że nie tylko ja, ale część będących tam osób podzielała moje nastawienie, bo byli to ludzie w różnym wieku, też młodzież. Na spotkaniu Odnowy byłam też świadkiem śpiewu "w językach". Człowiek niewykształcony w tym kierunku nie może sam z siebie nagle zacząć śpiewać po arabsku czy też w sposób doskonały ten język naśladować, te specyficzne dzwięki i wymowę. I choćby był najbardziej skrzywiony psychicznie, nie zrobi tego sam z siebie, bo choroba takiej zdolności mu nie da. Annie

    OdpowiedzUsuń
  15. o jakim niegodzicwu czy niegodziwcach pisze psalmista ? o czym pisze Kościół jakoś w czteryyta którymś pkt katechizmu ? o jakim robaku mówi Jezus ? od czefo Jezus uwalnia, a raczej od kogo ? Kilka lat temu po porstu gruchnąłem na ziemię i rzekłem, to co mówi św. Paweł: Jezus jest Panem! WIerzę, że Bóg Go wskrzesił z martwych.
    stało się coś dziwnego, nie umiem tego opisać. Następnego dnia wieczorem krążył wokół mnie ciemny, czarny, mroczny cień. Bardzo się bałem, cholernie wręcz... -
    - zrozumiałem, że oto ten, który mnie wiżeił tyle lat...
    - nie wiem czy to najlepsze miejsce by o tym pisać czy gadać. pozdrawiam towarzystwo w Duchu Świętym

    OdpowiedzUsuń
  16. więził ... :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Drogi Księże Rafale i wszyscy Komentujący!
    Przepraszam, że nie na temat, ale przed jakąś godziną otrzymałem maila od mojego dobrego internetowego znajomego, który bardzo prosi o modlitwę w intencji swojego małżeństwa. Słyszałem, że modlitwa dziecka, chorego i osoby konsekrowanej może najwięcej, dlatego wchodzę na blogi znajomych Ksieży i Sióstr i proszę. To nie jest żadna "ściema". Ten człowiek i Jego rodzina naprawdę potrzebują pomocy. Księże Rafale i wszyscy Komentujący, jeśli znajdziecie chwilę czasu i chęci, pamiętajcie proszę o nim. Z góry "Bóg zapłać".

    OdpowiedzUsuń

Chrystusowcy....

Zasadniczym celem Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej jest uwielbienie Boga i uświęcenie się poprzez naśladowanie Jezusa Chrystusa. W sposób szczególny członkowie Towarzystwa włączają się w apostolstwo na rzecz rodaków przebywających poza granicami państwa polskiego.

Duchowość Towarzystwa Chrystusowego,
wypływająca z życia zakonnego i kapłańskiego jego członków, oparta jest na charyzmacie Założyciela kard. Augusta Hlonda i posłannictwie zgromadzenia. Wypływa także z późniejszych tradycji wypracowanych przez wspólnotę, kierowanej zwłaszcza przez pierwszego przełożonego generalnego, współzałożyciela ks. Ignacego Posadzego.

Działalność Towarzystwa Chrystusowego zdeterminowana jest misją apostolską zleconą przez Kościół. Wypełniana jest poprzez gorliwe życie radami ewangelicznymi, modlitwą i pokutą oraz wszelkiego rodzaju pracami duszpasterskimi podejmowanymi dla dobra Polaków żyjącymi poza granicami kraju.

Kapłani Towarzystwa, jako słudzy Chrystusa niosą dobrą nowinę o zbawieniu wszystkim rodakom. Służą im nie tylko opieką duszpasterską, ale również kulturową i społeczną. Bracia zakonni uczestniczą w posłannictwie Towarzystwa poprzez gorliwe życie zakonne i podejmowane różnorakie prace dla wypełniania misji zgromadzenia.


Świadectwo....

...Z wiarą w Boga jest jak z lataniem. Może i nie jesteśmy ptakami, na rękach w powietrze się nie wzniesiemy, ale sny Dedala i Ikara o tańcu w chmurach drzemią w każdym z nas. Ktoś musiał zatem wymyśleć samoloty, balony, spadochrony. By poczuć trochę wolności i oderwać się od ziemi, wypowiadając wojnę poczciwemu prawu grawitacji.

Wierzyć, znaczy wzbić się - ze swoim niespokojnym sercem - w przestworza nieznane, bez skrzydeł. Myślę o tym, bo wciąż jestem świadkiem rzeczy i wydarzeń, o których jeszcze kiedyś mógłbym pomyśleć: zwykły przypadek, zbieg okoliczności, sztuczka nad sztuczkami. Kto raz spotkał na swojej drodze Boga, żywego i realnego, wszedłszy w zawiłość doświadczenia Jego obecności, ten już nigdy nie pomyśli, nawet na moment, że bez skrzydeł nie da się ulecieć w głąb tajemnicy. Niespokojne serce musi ostatecznie spocząć w Bogu...

To było 10 lat temu. Studiowałem wtedy filologię polską na Uniwersytecie Szczecińskim. Młody chłopak, z małej warmińskiej wioski, z legitymacją studencką w ręku, wylądował w dużym mieście. Zamieszkałem w akademiku. Nowe znajomości, kumple, wykłady, imprezy - życie studenckie. Wtedy w akademikach nie było internetu czy telewizji. Było za to życie towarzyskie, wysiadywanie do późnych godzin nocnych na korytarzach i w klubach studenckich. Mijały tygodnie. Wódka lała się litrami, dym palonej trawki - szwendał się bezwiednie korytarzami studenckiego organizmu. Przyszedł moment, że sięgnąłem przysłowiowego dna. Zawalone wykłady, moralność poniżej zera, pustka wewnętrzna coraz dotkliwiej dawała znać o sobie. Skreślono mnie w końcu z listy studentów. Wrak człowieka, z parszywą wewnętrzną samotnością, zawył któregoś wieczoru głęboko we mnie, ogłaszając całemu wszechświatu, że jestem prawdziwym zerem. Pamiętam ten wieczór. Leżałem w ciemnym pokoju, za oknami padał dołujący mnie jeszcze bardziej deszcz. Zacząłem płakać. Jak małe dziecko. Zerwałem się z łóżka, chwyciłem kurtkę i wybiegłem na zewnątrz. Myślałem - koniec. Jestem skończony. Co powiem moim rodzicom? Gdzieś, pięćset kilometrów stąd, harowali ciężko, by ich ukochany synek wyszedł na ludzi, ukończył studia i był szczęśliwy. Wierzyli we mnie. Dali mi wszystko, co mogli dać, odbierając sobie bardzo wiele. Szedłem tak długo, z tymi myślami. Deszcz mieszał się z moimi łzami. Pamiętam jak wtedy kląłem , przeklinałem, chciało mi się wrzeszczeć, wyć, krzyczeć, uciec gdzieś - ale dokąd? Aż w końcu stanąłem przed kościołem. Był późny wieczór. Kościół zamknięty. Uklęknąłem przed drzwiami, oparłem o nie swoje czoło i zacząłem wrzeszczeć do Boga. Potrzebowałem Go. Kiedyś słyszałem, jak w kościele mówili, że On przyszedł do chorych a nie do tych, co się dobrze mają. Cisza... Tylko deszcz i szum wiatru. Ale w tej ciszy było coś, co mnie uspokoiło. Zerwałem się z miejsca i pobiegłem do pobliskiej plebanii. Zacząłem na oślep dzwonić do wszystkich księży, tam mieszkających. Musiałem się wyspowiadać. Tak, byłem tego pewny, musiałem się wyspowiadać!!! Potrzebowałem oczyszczenia... Potrzebowałem uzdrowienia... Potrzebowałem Boga, który nie mógł mnie odrzucić. Teraz, albo nigdy! Jeśli istniejesz - wyciągnij mnie z bagna i tego piekła, które rozpętałem na własne życzenie. W domofonie usłyszałem nagle spokojny głos jakiegoś księdza. Wybuchłem płaczem...

Ten wieczór zdawał się nie mieć końca... W spowiedzi wyrzuciłem z siebie wszystko. Nie pamiętam ile trwała. Mówiłem dużo, przez łzy, ksiądz nie przerywał, tylko słuchał. Opowiedziałem historię mojego życia, wszystko, co podpowiadało mi moje niespokojne serce. Mówiłem o tym wszystkim nie księdzu, ale Bogu. Czułem, że mnie słyszy. Pomyślałem: przecież on to wszystko wie... On tak, ale i do mnie musiało to wszystko dotrzeć. Potężna fala wyzwalającej prawdy uniosła mnie i moją rozpacz, poddałem się sile żywiołu, wiedziałem, że nic mi się nie stanie. On był zbyt blisko...

Wracałem do akademika mocno wyczerpany. Wszystko mnie bolało: kości, mięśnie, głowa... Rzuciłem się na łóżko i zasnąłem. Po raz pierwszy, od długiego czasu, zasnąłem. Nie mogło być inaczej. Łaska przebaczenia uspokoiła wezbrane wody. Spałem wtulony w mojego Boga... Który mnie ocalił...

W kilka dni póżniej spakowałem się, by powrócić w moje rodzinne strony. Siedziałem w pociągu, skulony jak przerażone pisklę. Teraz czekało mnie coś najtrudniejszego. Spotkanie z rodzicami. Pociąg sunął się mozolnie, po mocno żelaznych szynach, wioząc zalęknionego syna, który zawiódł swoją matkę i ojca. Cały czas się modliłem. Od czasu do czasu w myślach pojawiała się twarz płaczącej mamy i twarz taty, z jego surowym spojrzeniem i krzykiem w tle. Był porywczym i nerwowym człowiekiem.

Gdy pociąg wjeżdżał na stację Braniewo, czekałem na najgorsze. Wyszedłem z pociągu. W oddali ujrzałem sylwetkę ojca. Zbliżałem się do niego powoli, niepewnie. Gotowy na wszystko. Na pierwsze docinki, marudzenie, może krzyk... Na pierwsze przekleństwa...

Ojciec nagle ruszył w moją stronę. Czułem w powietrzu jego siłę i moc. Spuściłem wzrok, czułem, że pod powiekami za chwilę pojawią się pierwsze łzy. Nie krzyczał... Nic nie powiedział, tylko rzucił się na mnie, oplatając mnie swymi ramionami. Ten uścisk wszedł w fazę nieskończoności. Uścisnął mnie mocno, jak gdyby nie chciał mnie już nigdy ze swoich ojcowskich ramion wypuścić. To nie był sen. To był mój ojciec, jakiego wcześniej nigdy nie znałem... Szeptał mi do ucha: synu, jak ty wyglądasz?... Znoszona kurtka, spodnie, stare buty. Cała kasa szła przecież na zabawę, alkohol, fajki, trawę... Płakałem. A on mnie ciągle ściskał. I wtedy poczułem coś, co mnie z jednej strony przeraziło a z drugiej zalało niedającym się opisać pokojem. Poczułem nie tylko ramiona mojego taty. To nie były tylko jego ramiona. W tym momencie, na peronie, obejmował mnie sam Bóg. Ojciec obejmował syna marnotrawnego... Bóg objął swoje zagubione dziecko. To doświadczenie było tak silne, tak stuprocentowe, że nawet teraz kiedy to piszę, przenika moje ciało dreszcz, zmieszany ze wzruszeniem. Tego dnia uzyskałem, jedyny z możliwych, dowód - na istnienie Boga. Dowód spłodzony w ramionach mojego biologicznego ojca...

I wtedy byłem już pewien swojej przyszłości. W objęciu Boga pojawiło się pragnienie, mocne i nie do zniszczenia. Pragnienie obejmowania ludzi zagubionych. Pragnienie szukania tych, którym brakuje sił do odnalezienia pokoju ducha. Pragnienie, by inni w moich ramionach, słowach, gestach mogli odkryć tajemnicę najpełniejszej i prawdziwej miłości, której na imię - Bóg... Jedna droga umożliwiła mi realizację tego silnego pragnienia. Wstąpiłem do zakonu. Zostałem księdzem i zakonnikiem. By Bóg mógł przeze mnie odnajdywać tych, którzy od Niego odeszli, w dalekie strony, pełne mroku i zwątpienia...

„Stworzyłeś mnie, Boże, dla siebie i niespokojne jest serce moje, dopóki nie spocznie w Tobie”. To słowa św. Augustyna. Moje ulubione, bo pełne tego, co dane mi było doświadczyć... Wiele jest historii niespokojnych serc. I wiele z tych historii rozgrywa się pośród nas, cichych i rzeczywistych do bólu... Bogu te wszystkie historie zawierzam, z nadzieją (może czasami aż nazbyt natrętną), że nie jedno serce (zagubione i niespokojne) otworzy się na łaskę wiary, by spocząć w ramionach ciepłych od prawdziwej miłości.

"Oto czynię wszystko nowe. (...) Stało się. Jam Alfa i Omega, Początek i koniec. Ja pragnącemu dam darmo pić ze źródła wody życia (...) I będę Bogiem dla niego, a on dla mnie będzie synem..."
(Ap 21, 5-7)