W ciągu
dwudziestu minut chłopak wyrzuca z siebie rozgoryczenie, żal, złość. Wyczuwam,
że nie jest z gatunku wielkich mistyków. Ale jest szczery i prostolinijny. To
dobry znak. Zagubiony, w wierze letni, zaniedbany duchowo, upokorzony przez
swojego Proboszcza, który go wyrzucił na przysłowiowy zbity pysk, karcąc go za
konkubinat. Chce ochrzcić dziecko. Oczywiście chrztu nie będzie. Najpierw ślub.
I koniec dyskusji. Zasadę mam jedną: nikogo nie osądzać, zbyt szybko, nikogo
nie potępiać zbyt łatwo. Mijają kolejne minuty. Rozmawiam z chłopakiem, pytam
się subtelnie o jego życie, jego rodzinę. Paweł nabiera odwagi i ufności.
Otwiera się. Opowiada o swojej matce, ojcu, o swojej ukochanej dziewczynie.
Słucham tego wszystkiego, ale sercem jestem gdzie indziej. Znowu widzę Jezusa,
jak patrzy się na tłum, chce go nakarmić. Są jak owce nie mające pasterza.
Spragnieni chleba, spragnieni prawdy…
Powracam
do Pawła. Zaczynam mu spokojnie opowiadać o Jezusie. Tłumaczę (wciąż podkreślając, że jest dobrym, mądrym i
wrażliwym facetem, więc zrozumie) jak ważne jest prowadzenie głębokiego życia
duchowego, że mężczyzna duchowo otępiały – to żaden mężczyzna, wskazuję na wartość
sakramentalnego małżeństwa. Paweł słucha w skupieniu. Potem wywiązuje się
ciekawa rozmowa. Na koniec tłumaczę mu, co zrobić, by jakoś to wszystko
poukładać, z Bogiem i z miłości do swoich bliskich. Paweł nie ukrywa
wzruszenia: „Dziękuję księdzu… dziękuję, że mi to wszystko ksiądz wytłumaczył…”.
Umawiamy się na następne spotkanie i… może spowiedź. Ostatnie wskazówki i
zachęta, mówię: „Paweł, wiem, że chcesz być mądrym i dojrzałym mężczyzną, że
kochasz swoją dziewczynę i dziecko. Pomogę ci”… Hm… Najłatwiej jest egzekwować
prawo. Ale przecież my nie od tego jesteśmy. Mamy łowić ludzi – cierpliwością,
miłosierdziem i sercem mądrym…
Jeden
mały przykład z życia. Jedno z tysiąca spotkań… w biurze parafialnym. Jedna z
tysiąca historii młodego człowieka, którego Pan przysłał do kapłana. Wieczorem
mam serce ciężkie od refleksji. Niby wszystko jest w porządku, ale czasy
ostatnim ciężko mi zasnąć. A kiedy powiekom trudno opaść, zaczynam modlić się i
rozmyślać. Dryfuję pomiędzy rachunkiem sumienia a zwykła refleksją. Próbuję
ocenić miniony dzień, skonfrontować go z Ewangelią. Radości jest wiele,
zmartwień nie brakuje. No bo jak tu się nie martwić: patrzę się na ludzi, na
młodzież i czasami zapłaczę sobie po cichu bo… są oni często jak owce bez
pasterza. Mea culpa. Moja i innych. Wiem, człowiek nie jest w stanie wszystkiego
i wszystkich ogarnąć. Ale może codziennie próbować porządnie ogarnąć chociaż
jakąś część naszego wszechświata. Jestem młodym księdzem. Siedem lat temu
zostałem wyświęcony. Ostatnio postanowiłem zrobić sobie porządny rachunek
sumienia z tych siedmiu lat. Co się wydarzyło, jakim byłem (i jestem)
pasterzem. Czy wciąż pachnę owcami (używając pięknej metafory Franciszka)?..
Czy może śmierdzę pasterskim lenistwem, męskim przerośniętym ego?...
Pytanie
zasadnicze: czy my księża, mamy ten ogień Bożego Ducha w sobie, by łowić ludzi?
Uwielbiam ewangeliczny obraz spotkania Jezusa z Piotrem, nad jeziorem
Galilejskim. Moment szczególny, bo ukazujący do czego Chrystus powołuje
kapłanów. Zostawcie te wasze ryby. Ludzi
zacznijcie łowić. No właśnie – nasze ryby: samochody, komputery, telefony,
restauracje, markowe ciuchy. Nam zakonnikom trochę łatwiej /choć nie zawsze… i
zakonnicy niektórzy lubują się w przepychu/. Ale te ryby nas księży wykańczają.
To widać często na liturgii. Ekspresowa Msza, zero duchowego zaangażowania.
Ludzie szybko wyczują. Gdzie się ten ksiądz tak śpieszy? Do komputera, na
wieczorny seansik filmowy, na kolacyjkę z dobrą whisky u znajomych, którzy w
slamsach raczej nie mieszkają? Gdzie się nam tak śpieszy? Zniewoleni rybami, o
ryby zabiegamy. Zapomnieliśmy o tym dniu, w którym Jezus nas powołał i szepnął
stanowczo do serca: Ludzi łowić!… Wiele z tego, co mówią ludzie o księżach –
niestety, jest prawdziwe. Spotykają urzędników egzekwujący prawo, profesorów,
mistrzów teologii, którzy soczyście opowiadają o Biblii i dogmatach, a często
mają problem z poprowadzeniem duchowo pogubionego moralnie człowieka. Nie, nie
generalizuję. Jest mnóstwo pięknych duchowo i świętych kapłanów - diecezjalnych
i zakonnych. Ale jest też liczna rzesza księży pogubionych, zamkniętych w
sobie, egocentrycznych prostaków, wreszcie opływających w luksusie, o którym
przeciętny nasz parafianin może sobie tylko pomarzyć. I tacy pasterze gorszą
swoje owce. Niszczą wizerunek Kościoła. Ślepy ślepego nie poprowadzi. Księża,
zostawmy ryby i zacznijmy łowić ludzi!
Nowa
ewangelizacja to na dzień dzisiejszy w polskim Kościele - jeden wielki mit. Być
może dlatego, że potencjalni ewangelizatorzy w sutannach i habitach – sami potrzebują
wpierw „Nowej Ewangelizacji”. Nie jestem pesymistą, wręcz przeciwnie,
nasiąknięty jestem do szaleństwa duchem Dobrej Nowiny. Ale z dnia na dzień,
obserwując wielu polskich kapłanów i odchodzących od nich ludzi, dziwnie
smutnych i czasami sponiewieranych, chce mi się płakać. I czasami płaczę. Modlę
się i proszę Pana: przymnóż nam, kapłanom, wiary… Bo ksiądz bez wiary, to
nieszczęście potrójne. I radość diabła, który podkłada nam księżom kolejne
rybki, które odciągają nas od ludzi…
Tak, tak.
OdpowiedzUsuńCzcigodny Księże, jak się to ma do tego, że w 5 innych parafiach dziecko zostanie ochrzczone? Czy to nie jest niekonsekwencja tworząca duchowy bałagan u wiernych? Pozdrawiam serdecznie z Panem Bogiem!
dzięki bracie za ten tekst!
OdpowiedzUsuńByć tam gdzie są ludzie! Być tam gdzie ludzie szukają Boga - moje pragnienie. Niesamowite są takie spotkania. Bogu niech będą dzięki i za to spotkanie. I za Księdza. Pax!
OdpowiedzUsuńWitam księdza! Jak zawsze mocny tekst i wzruszające słowa,samo życie.Kiedyś myślałam,że chrzest dziecka to wielkie wydarzenie w życiu katolika,więc księża powinni mieć wymagania co do rodziców i chrzestnych.Ale są właśnie takie sytuacje gdzie nie można pogodzić wszystkiego,dlatego tak wiele zależy od kapłana,jeśli można ochrzcić,dlaczego nie,może wystarczy gdy rodzice bardzo tego pragną,choć sami się pogubili w życiu.Cieszę się,że są kapłani,którzy to rozumią.Bóg na nas patrzy z miłością i tego od nas oczekuje.Pozdrawiam serdecznie ks.Rafałka i otaczam modlitwą.
OdpowiedzUsuńOby jak najwięcej takich Kapłanów jak Ty Ojcze Rafale....
OdpowiedzUsuńŁowić ludzi....a nie ryby. jakie to piękne w swej prostocie i jakże trudne w codzienności.
Jakie mam szczęście ze w mojej parafii nie ma pospiechu, zabiegania .
Nie ma ekspresowych Mszy św.
To zasługa Pana naszego Jezusa Chrystusa który obficie wylewa na nas łaski swe.
Modlę się za Ciebie księże Rafale i za innych kaplanow o moc Ducha św na te trudne czasy.