W klasztorze karmelitańskim - cisza. Wszechobecna i wdzierająca się w serce. Ale ta cisza kryje w sobie historię człowieka, który był jest i pozostaje jednym z najważniejszych orędowników sprawy polskiej przed Tronem Najwyższego. Inżynier, żołnierz, powstaniec styczniowy, syberyjski zesłaniec, polski emigrant, wychowawca i przyjaciel młodych, wreszcie ksiądz i zakonnik - karmelita bosy.
Żył w czasach dla naszej Ojczyzny – ciężkich i trudnych. Polska pod zaborami walczyła o swoje życie. Urodził się w 1835 roku w Wilnie. Matka zmarła zaraz po jego porodzie, a ojciec ożenił się z jej siostrą, która odeszła równie szybko. Pan Andrzej Kalinowski został sam z pięciorgiem dzieci, ale ten stan nie trwał długo. Po niespełna dwóch latach Andrzej poznaje Zofię Puttkamer, córkę Maryli Wereszczakówny – tej samej, do której wzdychał młody Adam Mickiewicz. Choć dla dorastającego chłopca ta sytuacja z pewnością nie była łatwa, Józef wzrastał w atmosferze miłości. Przychodzi jednak czas studiów – najpierw w Instytucie Agronomicznym w Hory-Horkach pod Orszą, a potem w Mikołajewskiej Akademii Inżynierii Wojskowej w Petersburgu, co wiąże się z nadaniem stopnia porucznika w armii carskiej. Józef zachwyca się zdobyczami dziewiętnastowiecznej techniki, ma powodzenie u kobiet z zamożnych domów.
Choć myśl o powołaniu zakonnym pojawiała się już w latach młodzieńczych, to jednak w czasie studiów i służby w wojsku carskim zagłuszył ją w sobie młodzieńczą fantazja i brawurą. Przez dziesięć lat nie przystępował do spowiedzi. Mimo to niespokojne serce Józefa (takie imię otrzymał na chrzcie) nużyło się życiem w Petersburgu – mieście pełnym przepychu i zbytków: „Co do mnie, to czuję, że nigdy siebie nie zaspokoję, zawsze mi będzie czegoś brakować” – pisał w listach.
Po studiach, jako ceniony inżynier, prowadzi badania przy wytyczaniu kolei żelaznej na trasie: Odessa–Kijów–Kursk, a następnie pracuje przy rozbudowie i umocnieniu fortecy w Brześciu Litewskim. To wszystko nie przynosi mu ukojenia. „Rzucony od lat kilkunastu w życie tułacze” – tak ocenia swoją egzystencję w tamtym czasie.
Prawdziwa tułaczka miała dopiero nadejść. Przekonujemy się o tym, patrząc na ścianę kaplicy św. Rafała w Czernej, na której znajdują się trzy obrazy Jerzego Kumali przedstawiające trzy kolejne etapy życia Świętego. Najpierw widzimy go jako ministra wojny na Wileńszczyźnie, podczas powstania styczniowego. Pod pretekstem słabego zdrowia odrzucił mundur oficerski, by przyłączyć się do rządu powstańczego i stać się, obok Konstantego Kalinowskiego, jedynym przedstawicielem naczelnej władzy powstańczej na Litwie. Był przeciwnikiem kary śmierci dla zdrajców Ojczyzny. Dla niego każde życie - było święte.
Na drugim obrazie Święty ukazuje nam się jako zesłaniec – za udział w powstaniu został skazany na karę śmierci, którą jednak zamieniono na dziesięć lat katorgi na Syberii. Pracuje w warzelniach soli w Usolu, a po amnestii przebywa w Irkucku, Permie i Smoleńsku.
Wreszcie – po powrocie do Polski, podjęciu zadań wychowawcy księcia Augusta Czartoryskiego, widzimy już Józefa jako zakonnika, przesiadującego godzinami w konfesjonale. Przemiana Józefa Kalinowskiego była raczej procesem niż nagłym olśnieniem. Po latach przyznawał, że w młodości zaniedbywał praktyki religijne, ale zapał do wewnętrznej pobożności w nim nie wygasł.
Opór przed spowiedzią przełamał podczas zawieruchy powstania styczniowego. Modlitwy przybranej matki i gorące prośby młodszej siostry Maryni okazały się owocne. Od tego czasu coraz silniej dojrzewa w nim myśl o wstąpieniu do zakonu, nie jest to jednak możliwe podczas zesłania. Dopiero w 1877 roku, za namową sióstr karmelitanek, modlących się o odnowę zakonu karmelitów bosych w Polsce, przyjmuje habit i imię: Rafał od św. Józefa. Cztery lata później składa uroczyste śluby zakonne i wyjeżdża do Czernej, a po roku jest już tam przeorem. Jako wspaniały spowiednik zyskuje miano „męczennika konfesjonału”.
Ojciec Bronisław Jarosiński, karmelita bosy z Wadowic, gdzie
ojciec Rafał założył klasztor, wspominał:
Zmarł w opinii świętości w Wadowicach, a pochowano go na cmentarzu w Czernej. Dziś jego relikwie spoczywają w kaplicy św. Rafała. Zachowały się po Świętym pamiątki, które można oglądać w klasztornym muzeum. Jest wśród nich drewniany krzyżyk, dziś już złamany, i srebrna łyżeczka, których używał na Syberii. Jest brzozowy krzyż i kamienie – pamiątki z więzienia w Tobolsku. Jest metalowy pas pokutny, który zakładał na biodra, i brązowy szalik z włóczki, na którym wyszyto inicjały O.R. – ojciec Rafał. Trudno patrzeć na te przedmioty bez wzruszenia. Przypominają one o długiej drodze, która zaprowadziła Józefa Kalinowskiego ku świętości.„W Wadowicach w niedziele i święta o godzinie 4.45 – kiedy otwierano kościół – już kilkaset ludzi stało przed kościołem z dalekich stron, a niektórzy z nich wyszli z domu o północy (…) Ojciec Rafał wstawał o 3.45; od 4.00 do 5.00 odprawiał rozmyślanie w chórze zakonnym; o 5.00 odmawiał prymę i tercję, potem spowiadał do Mszy, a po dziękczynieniu ponownie szedł do konfesjonału, w którym często pozostawał do późnych godzin popołudniowych, a niejednokrotnie aż do wieczora”.
Niezwykła historia życia św. Rafała, jego duchowa wędrówka w głąb siebie (z dramatyczna historią Polski w tle) pokrzepia serce, umacnia wiarę. Miłość do Ojczyzny, która zaprowadziła św. Rafała aż na krańce Syberii, czerpała swoje siły z Boga. Kochał Polskę. Ale jeszcze bardziej ukochał Boga. Jest patronem kolejarzy, sybiraków i polskich emigrantów. Zawstydza nas swoją cichą drogą ku świętości. I sercem patriotycznym, które realizowało się w powstańczym zrywie, w cierpieniu na dalekiej Syberii, w modlitwie samotnej, w duchowym i materialnym wspieraniu polskich zesłańców, w dziele wychowania młodego (dziś błogosławionego) Adama Czartoryskiego, wreszcie w odnowie polskiego Karmelu, który przez wiele lat niósł na swoich barkach, wsparty Bożą łaską i kapłańską oraz zakonną służbą wiernym.
Dziś potrzeba nam takich Polaków. Ludzi z krwi i kości, którzy zaprzyjaźnieni z Bogiem, w imię honoru i prawdy – będą służyli Bogu i Polsce. Módlmy się za wstawiennictwem tego wielkiego Polaka za naszą Ojczyznę. Zawierzajmy nasz naród i polski Kościół przez orędownictwo św. Rafała Kalinowskiego. On naprawdę jest blisko Boga. I o Polaków wciąż u Pana Boga się upomina. Wierzę, że to właśnie św. Rafał Kalinowski, dokonując "cichej rewolucji" (czyli zanurzając się w wielką tajemnicę Boga i Jego miłości do człowieka), przyczynił się wielce do zmartwychwstania Polski. Wierzę? Nie! Ja to wiem. Stoczył trzy bitwy w swojej "cichej rewolucji" - bitwę o swoje zbawienie, bitwę o szczęście wieczne tysięcy Polaków, wreszcie bitwę o wolność Ojczyzny. Stoczył te bitwy walcząc sercem wrażliwym na bliźniego, swoją wiarą niezłomną i miłością wobec najsłabszych, o których nie zapominał nigdy. Mawiał: „Masz być żołnierzem Jezusa Chrystusa; nie żołnierzem, który szuka swojej przyjemności, lecz żołnierzem wiernym takiego Króla, który w pracy, w utrudzeniu, w cierpieniach przebył żywot swój.”
Na koniec kilka myśli o. Rafała:
„Dobrzy ludzie są podobni do czystego powietrza: oddycha się nim, chociaż się go nie widzi.”
„Tylko to ma wartość, co się wycierpi.”
„Bóg zagląda w serce człowieka, łatwo się lituje nad słabością ludzką i zawsze jest obecny tam, gdzie człowiek sam wystarczyć nie może.”
„W cichej modlitwie swe utrapienia zamykaj.”
„Boże, jakim skarbem obdarzasz tych, którzy w Tobie ufność pokładają!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz