Królestwo Boże jest w nas. Wszędzie pełno światła. Tabernakula wypełnione Bogiem, przestrzeń poprzecinana setkami odmawianych różańców. Wieże kościołów wzbijają się ku niebu... Fragment świata, który jeszcze liczy się z Niebem. I drugi fragment układanki: domy, w których nie ma czasu na "miłość cierpliwą", młodzi, szukający prawdy, czasami pogubieni i poranieni totalnie, szpitale i prywatne kliniki aborcyjne, wdzierające się w czarne grudy ziemi, fabryki śmierci, zabijające fizycznie, ale i duchowo... swoich klientów: , dzieci, matki, ojców, lekarzy. W powietrzu, którym oddycham, krzątają się duchy pachnące łagodnością i rajskim ogrodem, tudzież wykrzywione pychą oblicza innych aniołów, z czarnymi skrzydłami, siewcy strachu i niepokoju. Ten kraj nie jest rajem, ziemią obiecaną. A jednak do tego kraju i do tej ziemi poprowadził nas Pan…
Pomyślałem sobie wczoraj, że jak Diabłu uda się zniszczyć tę ziemię, nastąpi koniec świata. Wiem, przesada. Ale tak pomyślałem. Jak się uda Diabłu wyrugować wszystkie krzyże, zamknąć usta chrześcijanom, zapędzić „polskich katoli” do kąta kompleksów i „wiary prywatnej”, to ukażą się znaki na niebie i wielki smok (nie będzie to niestety ten wawelski) zrzuci na ziemię część gwiazd i pożre nas beznamiętnie, jak się pożera kartonik popcornu w Multikinie, na jakimś głupawym seansie jeszcze jednego filmiku w 3D.
Nie chcę, żeby w moim kraju nastąpiła duchowa śmierć. Nie chcę drugiej Irlandii, nie chcę drugiej Holandii. Nie chcę przy ołtarzu biskupów gejów, księży „kochających inaczej” (określenie w ramach „politycznej poprawności”), pamiątek pierwszokomunijnych, z drzwiczkami przez które można wsadzić do środka kawałek Pana Jezusa i powiesić na ścianie w swoim wypasionym domku. Nie marzy mi się odprawianie Eucharystii z asystą dwóch świeckich przy ołtarzu, konsekrujących ze mną chleb i wino. Nie marzą mi się kapłani współbracia, niespowiadający od lat dwudziestu i kościoły w których nie można przystąpić do spowiedzi. Nie chcę żyć w mieście, gdzie zakazane są procesje Bożego Ciała (bo rani to uczucia ateistów), za to kilka razy do roku pozwala się przejść innym „procesjom”, w czasie których zamiast sypania kwiatków sypie się prezerwatywami, miast chorągwi i transparentów niesie się transparenty ze zdjęciami kopulujących facetów. A potem niszczy się figurę Jezusa stojącą przy poczciwym kościółku, w ramach zadośćuczynienia za prześladowania mniejszości seksualnych (zapraszam do Amsterdamu).
Nie chcę, by moja ziemia pokryła się złotymi cielcami, bezrozumnym pogaństwem, flagami w kolorach tęczy, „wolnością” zniewalającą, wolnością dla samej wolności, by ziemia ta przesiąkła krwią aportowanych dzieciaków, a powietrze wypełnione zostało jękiem unicestwionych duchowo dwunogów, potomków Adama i Ewy, którym stwardniały serca i którzy odwrócili się od swojego Stwórcy, pożerając tony owoców „nie do spożycia”, zgniłych i pełnych robactwa, o smaku słodkiego miodu.
I modlę się. O świętych Franciszków, Benedyktów, święte Jadwigi, o kolejnych Terlikowskich, Cejrowskich, o kolejne Najfeldowe, o kolejnych Popiełuszków, o tych, którzy mieli i mają odwagę czekać na Mojżesza, zamiast lepić złote cielce. Czekamy na powtórne przyjście „drugiego Mojżesza”… Przyjdzie na pewno. Ten, który pokonał śmierć, który przywraca człowiekowi godność, który zejdzie z góry i dokona Sądu. Czekam i sam podejmuję walkę, bo cielców jest coraz więcej. A ziemia, do której poprowadził nas Pan, jest ziemią świętą, ziemią na której słowa „Bóg, honor i ojczyzna” mają jeszcze sens. Czas się przebudzić. Ta ziemia nigdy nie będzie Rajem. Ale przez tą ziemię wiedzie do Raju droga, której jesteśmy stróżami i dzięki której możemy sami i wespół z innymi dojść tam, gdzie nasze miejsce… Tego chcę… I pragnę… I o tą drogę walczyć będę, póki starczy mi sił…
Obcy mi jest pesymizm i lamentacje... To, o czym piszę, to fragment zaledwie, dziwnego niepokoju, który czuję i który wwierca się w moje wnętrzności, gdy czytam polskie gazety i oglądam telewizję. Na szczęście mam też inne możliwości dobrego wykorzystania czasu. Na szczęście w domu zakonnym, w którym żyję i mieszkam z moimi ośmioma współbraćmi - jest też takie miejsce, w którym mogę odpocząć, zakosztować nadziei.... Bo gdy "wtulam się" w tabernakulum, Pan mi przypomina: "Królestwo Boże w was jest"... Więc proszę Cię Panie: "Przyjdź Królestwo Twoje, niech Duch odmieni oblicze ziemi, naszej polskiej ziemi, niech rozpacz nie bierze góry nad nadzieją, a lęk i niepewność nad ufnością w Twoje Miłosierdzie.... Jezu... ufam Tobie, Jezu, przymnóż mi wiary, Jezu, daj nam serce rozumne.... Amen"....
a ja bym sobie zyczyl zeby nie bylo na swiecie zadnej religii co oglupia ludzi
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć... sedno. TsJ
OdpowiedzUsuńPopłakałam się.Oby było coraz więcej tak myślących ludzi! Dobrych Ludzi! :)
OdpowiedzUsuńWydaje się, że to co opisuje Ksiądz (tzn odstępstwo od wiary) niestety musi się jednak dokonać aby Syn Boży zstąpił z nieba i dokonał sądu.
OdpowiedzUsuńChwała Jezusowi!
mi się marzy kraj dobrych ludzi, pełnych miłości, piękna, dobroci, tolerancji dla innych wyznań, nienarzucających sie przekonań.ludzi którzy po prostu kochają innych, pełnych spokoju i wolności.
OdpowiedzUsuńto chyba kraj chrześcijański byłby tym wymarzonym, może nawet katolicki...???
ci którzy krzyczą o radykałach katolach po prostu sie boją miłości, boja sie oddać Panu Bogu swoje lęki, boją sie tej bezwarunkowej bezgranicznej Miłości.....Boją sie, bo nie ufają ze jak to wszystko oddadzą,to dostaną duzo więcej i więcej i lepiej i lepiej....
wszystko mogę w Tym który mnie umacnia....
to moje motto....
sprawdza się w zyciu ja żadne inne :)))
Bea z Gdyni