III Symfonia Henryka Mikołaja Góreckiego to genialny zapis ludzkiego cierpienia i tęsknoty za wolnością. „Symfonia Pieśni Żałosnych” wwierca się w nasze ciało, jak ból nie do opisania, który rozrywa ludzkiego ducha na strzępy. Górecki skomponował coś, co wyrazić może tylko muzyka. Dramaturgia życia oddychająca w nutach. Słowa są tu bezradne. Symfonia powstała pod wpływem słów, wyrytych na ścianach więziennej celi numer 3, przez Helenę Błażusiak: „Mamo, nie płacz, nie… Niebios Przeczysta Królowo, Ty zawsze wspieraj mnie. Zdrowaś Mario”.
Helena Błażusiak, w wieku osiemnastu lat, została 5 września 1944 roku aresztowana przez Gestapo i uwięziona w zakopiańskim więzieniu. Wspomniane słowa prawdopodobnie nawiązywały do ballady z 1919 roku, autorstwa Anny Fisherówny o Jurku Bitschanie: „Do swoich znów się rwie. Rwie się, lecz pada na nowo… „Ach, Mamo, nie płacz, nie!... Niebios przeczysta Królowo! Ty dalej prowadź mnie..."
Kiedy słucham III Symfonii Góreckiego, widzę moją mamę. Kobietę niezłomną, rozkochaną w życiu, od lat młodości zafascynowaną Niemenem, strażniczkę świętości małżeństwa i rodziny. Nauczyła mnie wszystkiego, co najwartościowsze. To dzięki niej potrafię śmiać się przez łzy i kochać mimo wszystko. Życie jej nie rozpieściło. Dzisiaj walczy z chorobą, stwardnieniem rozsianym, dając od kilkunastu lat swoim dzieciom najcenniejszą z lekcji – lekcję cierpienia z godnością. Piszę o niej, bo tęsknię… Czasami mocno mi jej brakuje. Widzimy się rzadko, dwa, trzy razy do roku. Droga kapłańskiego i zakonnego życia, którą obrałem, nie pozwala na więcej. Na szczęście jest świat duchowy i łącza modlitwy, które sprawiają, że jesteśmy bardzo blisko siebie. Bliżej już się nie da…
Często widzę ją oczami wyobraźni. Jak klęczy w kościele i szturmuje Niebo. To dzięki jej modlitwie i cierpieniu moje kapłańskie skrzydła jeszcze się nie połamały i mogą unosić słabego syna ku Niebu. Innym razem widzę ją, jak pełna determinacji i wiary w niemożliwe, złamana chorobą, idzie w wiosenny dzień na naszą rodzinną działkę, by zasiać ziarna cebuli, rzodkiewki czy buraczków. Pochyla się ku czarnym grudom ziemi, jak Bóg, któremu zawierzyła wszystko, pochylający się ku człowiekowi. A potem podnosi głowę i spogląda w Niebo, gdzie przebywa jej ukochany Jurek, mąż a mój tato, z którym przeżyła wiele, choć czasami łatwo nie było…
Pamiętam, jak siedziała przy łóżku szpitalnym, na którym umierał mój tato. Trepanacja czaszki sprawiła, że był na wpół przytomny. Miał zamknięte oczy, leżał w bezruchu, ale wszystko słyszał. Trzymał mocno dłoń swojej żony, której zadał wiele cierpienia. Trzymał i nie chciał jej wypuścić. Mama płakała. A tato, w tym ostatnim geście małżeńskiej miłości, być może prosił o przebaczenie. Przeczuwał, że to jeden z ostatnich dotyków kobiety, która udowodniała światu prawdę słów św. Pawła z Hymnu o miłości. Wtedy w szpitalu zrozumiałem, że prawdziwa miłość wszystko znosi, wszystko przetrzyma…
Czasami wtulając się w tabernakulum, szepczę jej do ucha: „Mamo, nie płacz”… Bo płacze często, wiem to i czuję, choć nigdy się do tego nie przyzna. Została w jakiś sposób sama, w małej warmińskiej wiosce. Mąż w Niebie, najstarsza córka z mężem i córeczką w Holandii, druga siostra w Gdańsku, ja w Stargardzie. Czasami włączy sobie płytę Niemena. Jak w telewizji leci mecz piłki nożnej z udziałem polskiej reprezentacji, zapala świeczuszkę przy zdjęciu taty, bo Jurek był kibicem piłki nożnej i tak trzeba. Mówi mama, że wtedy kibicują razem. A wieczorem, siada skupiona i modli się za swoje dzieci. Choć są daleko, ona nosi ich w sercu. Jak prawdziwa matka, która nigdy matką być nie przestaje…
Nie płacz mamo… Jesteśmy z Tobą. Tak wiele ci zawdzięczam, mamo i tak bardzo cię kocham. Przyjdzie czas, że już nic nas rozłączać nie będzie, że razem z tatą hasać będziemy po niebiańskich pastwiskach, jak dawniej, spoglądając sobie w szczęśliwe oczy, pod czujnym okiem Mateczki Bożej i Jezusa, bez którego nie potrafimy żyć, bo tego nas nauczyłaś. A dziś dziękuję ci, mamo, za twoją wiarę i cierpliwość, która wyrzeźbiła w mojej duszy tęsknotę za Odwiecznym, pragnienie świętości, nadzieję, która umiera ostatnia. Dziękuję ci, że w twoich oczach mogę zobaczyć drugą moją Matkę, od której nauczyłaś się stać pod krzyżem do końca, syna ofiarując Niebiosom…
To także dzięki tobie, zostałem kapłanem i zakonnikiem. Dzięki twojej wierze, którą tak pieczołowicie w sobie i swoich dzieciach pielęgnowałaś, miałem odwagę pójść za Chrystusem, rezygnując z małżeństwa, jednego z najpiękniejszych Bożych cudów. To dzięki twojemu cichemu cierpieniu, które Bóg przetapiał w drogocenny kruszec, mam siły dzisiaj stać przy ołtarzu i walczyć o dusze tych, którzy pogubili się najbardziej. O mamciu, kochana moja, bądź przy nas jak najdłużej, wspieraj nas i kochaj, jak do tej pory… I nie płacz, mamo, ale ciesz się najdroższa, bo oto twój syn był umarły, a żyje, zagubił się a teraz się odnalazł.
Twój syn „Do swoich znów się rwie. Rwie się, lecz pada na nowo… „Ach, Mamo, nie płacz, nie!... Niebios przeczysta Królowo! Ty dalej prowadź mnie..."
Popłakałam się czytając ten wpis kiedy z taką miłością pisze Ksiądz o Mamie.. Ja nie mam i nigdy nie miałam takiego kontaktu ze swoją mamą i chyba troszkę zazdroszczę Księdzu.. Chciałabym żeby moja mama stała się dla mnie kimś tak ważnym.. Czytałam jakiś czas temu Księdza świadectwo i muszę przyznać że dawno się tak nie wzruszyłam, a dzisiaj napisał Ksiądz kwint esencję..
OdpowiedzUsuńDziękuję Bogu za takich Kapłanów jak Ksiądz którzy mimo że w życiu bardzo wiele przeszli, potrafią o tym mówić w taki sposób, wspierając jednocześnie uciśnionych, zranionych, wołających o pomoc zwyczajnych ludzi..
Bóg zapłać, Księże Rafale...
Pozdrawiam,
Justyna
eh moja mama mi nie ufa nie dogadujemy się ale ją bardzo kocham:(
OdpowiedzUsuńTrudno czytając nie uronić łzy,ktoś kto pisze tak o swojej Mamie zasługuje na największy szacunek,Ks zaskakuje wiecznie...ja też mam kochaną mamę,ze względu na nią jestem jaka jestem i wszystko dla niej,boję się że niestety kiedyś mi jej zabraknie, a wiem jak to jest ten codzienny strach -bo też choruje..Bóg zapłać za te słowa,i za to że"Jesteś" kochany Kapłanie,Pamiętam w codz.modlitwie.:)pozdrawiam .E>G
OdpowiedzUsuńPiękna muzyka i słowa pełne bólu ale jednocześnie z nutą nadziei , przyznam szczerze, że pierwszy raz słyszę o tym utworze. Czytając Księdza wspomnienia czułam się jakbym czytała o swoim życiu, tylko u mnie było troszkę inaczej. Kilka lat temu to właśnie mama zachorowała, z dnia na dzień było jej coraz trudniej poruszać się, wymagała coraz większej opieki... ale zawsze była pełna ciepła i z różańcem w dłoni i taką ją pamiętam. Często widzę mojego tatę jak wieczorami klęczy i zanosi Bogu te” wszystkie nasze dzienne sprawy”. Lubię te chwile, kiedy widzę jak On wierzy… i chyba dzięki temu też jeszcze trzymam się Pana Boga. Moi rodzice długo nie mogli mieć dzieci i pamiętam jak kiedyś tata mi powiedział, że mnie sobie wymodlili z mamą :) W sercu dziękuję, że mam takich rodziców gdyby nie oni, nikt nie dałby mi takiej lekcji miłości.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Księże Rafale...
To piękne z jaką miłością pisze Ksiądz tutaj o Mamie. Gdyby potrafiło tak więcej osób...
OdpowiedzUsuńŁączę się w modlitwie i pozdrawiam,
Joasia
Mój drogi księże,Ty jak napiszesz to słowa płyną z ziemi do samego Nieba,myślałam,że tak kochać potrafi tylko Bóg.
OdpowiedzUsuńDajesz nam prawdziwy wzór miłości.Gdy zaczęłam modlitwę za kapłanów często przychodziły na myśl słowa;czy warto? Dziś wiem że warto, za takich kapłanów,warto choćby nie wiem co.
Uściskaj ode mnie swoją drogą mamę.Wzruszyłam się niezmiernie.Szczęść Boże!
świetny artykuł...poruszył mnie...pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńLolek :)
Wczoraj na pogrzebie Tadeusza w swoim bardzo osobistym, wzruszającym pożegnaniu przypomniałeś, że "Bóg sądzi z miłości". Te słowa i te, które przeczytałam teraz o Twojej Mamie i ta Muzyka - to wszystko wybiło mnie z mojej codziennej gonitwy. I dobrze, bo się trochę ostatnio pogubiłam; hierarchia wartości misternie od lat układana w wysoki stos zawaliła się... Trzeba ją poukładać na nowo - dziękuję za wskazanie kierunku.
OdpowiedzUsuńBędę tu zaglądać częściej...
Rzeczywiście chyba się nie da nie popłakać czytając te słowa. Mama Księdza to święta kobieta skoro taki przykład dała swoim dzieciom. Oby takich Mam i dzieci było jak najwięcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Księdza i Mamę :))
z Bogiem
Magda