Jest taki ból, który boli przez całe życie. Ból jedyny w swoim rodzaju. Przypomina rosę, która choć delikatna, potrafi zmoczyć, jak porządny deszcz. Pamiętam jedną noc, pod gołym niebem, na pielgrzymce. Zachciało nam się przespać pod chmurką, wieczór był wyjątkowo ciepły. O świcie, gdy otworzyłem oczy, poczułem "siłę" rosy. Śpiwór, dres, włosy... Wszystko mokre... No więc taki jest ten ból. Ból mijającego czasu. Boli bardzo... gdy wszystko zaczyna powoli układać się w jedną całość, gdy teraźniejszość Odwieczny zalewa światłem. A ty nie możesz zrobić nic, nie cofniesz czasu. To boli... Przeszłość może boleć mocno...
Czasami pojawia się we snach. Innym razem w obrazach, zalewających krainę myśli. Czasami potrafi wtargnąć w intymny świat modlitwy. Kiedy człowiek klęczy i próbuje na chwilę zamilknąć. Przeszłość potrafi zamęczyć na śmierć.
Jest jednak na nią sposób. Nawet kilka. Ale na jednym warto się skupić szczególnie. Myślę o pokucie. W filmie "Misja" Rolanda Joffe, jest jedna, dla mnie osobiście, niezwykle dramatyczna i poruszająca zarazem scena. Film przedstawia historię misji założonej i prowadzonej przez jezuitów, w Ameryce Południowej. Jednym z przybyłych na misję jest Rodrigo Mendoza (Robert De Niro) – były łowca niewolników, który po zabiciu brata nie widzi sensu swego życia. Skłoniony do pokuty przez jezuitę ojca Gabriela, dźwiga podczas drogi "w górę wodospadów" zawieszony na szyi tłomok ze zbroją. Tę pokutę sam sobie nałożył. Dopiero odcięcie balastu przez Indianina, uznaje za odpuszczenie swych grzechów i przebaczenie... Czasu nie cofnie. Ale pamięć zostaje oczyszczona. Czy przestało go boleć wspomnienie brata, którego zabił?... Nie, ale to już jest inny ból. Przeszedł pokutę. Długą drogę, w głąb siebie, ciągnąc za sobą zbroję, symbol jego przeszłości, miecza, którym świetnie władał i zabijał. A gdy dociera na miejsce, Bóg, ręką indianina, przecinającego sznur, przywraca mu godność. Łzy pokuty... Rodrigo Mendoz rozpoczyna nowe życie... Z bólem, który przeistoczył się w delikatną "rosę", ożywczą rosę... Czasami, gdy się modlę, widzę w krainie myśli swoją przeszłość.
Mój Boże, zrobiłbym wiele, by cofnąć czas, podjąć inne decyzje, wielu słów nie wypowiedzieć... Ty Panie przenikasz wszystko, znasz mnie na pamięć, jesteś we mnie. Pamiętam, jak po wielu latach błądzenia, smakowania w grzechu, pochwyciłeś mnie w jednej minucie, w konfesjonale. Gdy nagle odkryłem, że jest KTOŚ, kto się mną nie brzydzi, kto delikatnie opatruje rany... Ty jesteś Bogiem, więc czas Cię nie ogranicza. Wyruszyłeś daleko, w moją przeszłość. Tych, których zraniłem, uzdrowiłeś, tych których zawiodłem, pokrzepiłeś. Dałeś mi pragnienie, pełne ognia, które stopy moje wprawiło w ruch, pragnienie szukania Ciebie. Dołączyłem do tysiąca młodzieńców, którzy szukają Tego, który już dawno ich odnalazł. A teraz... Teraz ofiarowałeś mi czas... Czas na pokutę... Długą wędrówkę, która pamięć oczyści, która pychę w pokorę zamienia, ból największy w słodkie cierpienie... Nie, nie zapomnę nigdy, jak głupi byłem, jak raniłem wielu, jak mocno raniłem Ciebie, który umierałeś we mnie powoli, krzycząc do swojego Ojca: "Przebacz mu... bo nie wie co czyni"... Tego krzyku, w moich wnętrznościach, krzyku Boga umierającego za mnie, za miliony takich jak ja, nie zapomnę nigdy... Słyszę go nieustannie...
Wiem, że droga pokuty jest długa... Wiem jak boli i dlaczego boli. Ale wierzę, że to ma sens, wierzę, że w końcu podniesiesz mnie Panie, że wskrzesisz mnie z martwych. Wierzę, że samotność, która mnie trawi ma sens, że łzy, które wciąż skraplają czas i przestrzeń... mają sens, że wszystkie upokorzenia, obelgi, brak wdzięczności, nieprzespane noce... że to wszystko ma sens. Że modlitwa, rezygnacja z wielu rzeczy, że porażki i upadki wszelkie... że to wszystko ma sens... Wierzę, że oczyścisz w końcu swojego syna... który zrobi wszystko, by ci nie przeszkadzać.
I o jedno cię tylko proszę, Panie mój. By ci, których mi powierzyłeś, dotarli kiedyś do Nieba. By młodzi, których kazałeś mi pokochać, nie igrali ze śmiercią, nie marnotrawili dobra i światła, które w nich wlałeś. A jeśli taka będzie Twoja wola, pozwól mi cierpieć za nich, by zakosztowali zmartwychwstania...
W ręce Twoje powierzam ducha mojego... I ból, który ma sens... I wiarę moją, kulawą czasami, którą podarowałeś mi kiedyś i bez której żyć nie potrafię. Wreszcie miłość, tę najczystszą... A z wszelkiej pychy i interesowności, wyzwalaj mnie Panie... Nadzieję, też tobie powierzam, choć nie jest łatwe, przyszłość i każde jutro w Twoje ręce oddawać...
Nie bój się pokuty... Bóg musi cię oczyścić. Twoja droga, jest drogą, którą pokonał sam Pan i wielu innych. Pokuta, ból, zmartwychwstanie. Innej drogi nie ma...
A jednak czasami boję się...
OdpowiedzUsuńJa też.. Ale to chyba znak, że jesteśmy zdrowi i normalni. +pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńCzasem chcemy być ok ale rzeczywistość nas przerasta i z naszych chęci niewiele wychodzi. Idziemy do spowiedzi ale błędy popełniamy od razu czasem jakaś myśl nas zaskoczy czasem ktoś inny sprowokuje nie jest tak, że się nie staramy. Staramy proszę ks ale jesteśmy tylko ludźmi....
OdpowiedzUsuńNiech ks.będzie z Bogiem
Dobrze, że zacząłes znów pisać...wow, aż mnie zatkało, ujrzałem sens tego co się ze mną dzieje... dzięki. TsJ;-) M@C
OdpowiedzUsuńGdyby Księdza przeszłość nie była taka, to nie doznałby nigdy Ksiądz tak wilekiej Miłości, czy to wtedy w konfesjonale czy w każdej następnej chwili swojego życia. Moc w słabości się doskonali.
OdpowiedzUsuńGenialne świadectwo dla mnie i na pewno nie tylko dla mnie.
Do pokuty się dojrzewa. Widzi się jej sens i konieczność jako drogę zbliżania się do Pana...
OdpowiedzUsuńMoc w słabości się doskonali.....
OdpowiedzUsuńheh, wiem co to znaczy pokuta....demony przeszłości które wgryzają się dogłębnie w duszę moją.... i wiem co to znaczy znaleźć Miłość i powoli przestawać się bać...
Dzieki Bogu za wspaniałych Kapłanów, których postawił mi na drodze, w konfesjonale w w necie...:))
Chwała Panu!
Witam księdza;zastanawiają mnie mocno księdza słowa,choć mówi wiele o błądzeniu,o ranach zadanych drugiemu człowiekowi,ja tak do końca nie wierzę,że ksiądz mógł w życiu coś zle czynić,a więc skąd to wyznanie,czy dla nas? zapewne,w to bardziej jestem skłonna uwierzyć,sumienie to coś bolącego i pięknego,to radość nieopisana jeśli je usłyszymy w naszym sercu i wyprostujemy naszą drogę.Ksiądz potrafi je w nas obudzić i to jest piękne.Bogu niech będą dzięki.
OdpowiedzUsuńCzyli jeśli zrobiłam coś złego, czego żałuję to teraz powinnam cierpieć? Ma boleć? Mam za to pokutować w taki właśnie sposób?
OdpowiedzUsuńPrzecież podobno Bóg jest Wszechmocny, podobno nas wszystkich kocha... Przecież mógł nas powstrzymać przed złem które wyrządzamy... Przecież On jest ponoć wszędzie i wszystko może... Więc dlaczego nas wtedy nie zatrzymał? Dlaczego pozwala nam teraz cierpieć?
Skoro On tam gdzieś jest to powinien zadziałać Swoją nieograniczoną mocą i miłością...
Czy nie mam racji...?
najgorzej chyba wybaczyć samemu sobie.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście po spowiedzi wszystkie brudy są jak by wykasowane z pamięci . Nie że nie pamiętam jakie grzechy popełniłem tylko tak jakby przestało mnie dręczyć sumienie .
OdpowiedzUsuń