Wszyscy jesteśmy ofiarami zmatrixowania. Raczej trudno nie zgodzić się z tezą Marka Magierowskiego, że "tkwimy w środku matrixa. I choć w każdej chwili możemy go opuścić, wolimy ciepło i spokój hermetycznej bańki" (FRONDA 62,2012). Czym jest ów "matrix"? To sztuczny świat, wykreowana przez ludzi "rzeczywistość" mało rzeczywista, królująca szczególnie w cyberprzestrzeni, świecie wirtualnym.
Przekroczywszy progi XXI w. obywatel świata zdany jest na łaskę i niełaskę matrixu, który kształtuje jego osobowość, myślenie, świat wartości (i pseudowartości), odcinając przeciętnego Kowalskiego od tego co realne, prawdziwe do bólu, nasze codzienne.
Chyba już nikt z nas nie panuje nad tym, co przedostaje się do naszych główek. Codzienne informacje wwiercają się w humanitas, krążą w krwiobiegu naszego myślenia i niemyślenia, wydają owoce, przypominające te z holenderskich plantacji (znacie smak pomidorów, kupionych w zimę, które dojrzewały w sztucznych warunkach przez dwa tygodnie...).
Słusznie prorokuje Dawid Wildstein, zwracając uwagę na podłą do bólu bezwzględność medialnych korporacji, dożynających szczególnie w młodym pokoleniu umiejętność refleksji i próby jakiejkolwiek oceny, analizy i wywartościowania realu, w którym żyjemy i poruszamy się, oddychamy. Świat wirtualny przepędził realność, zepchnął ją do kąta, zmarginalizował. Ewangeliczne "mają oczy a nie widzą, mają uszy a nie słyszą" staje się faktem.
Oddajmy głos Wildsteinowi: "Media teoretycznie wypuszczają z siebie wszelkie możliwe informacje - nie ma tabu, nie ma cenzury - ale w tym zalewie wiadomości, znów zacytujmy Gorgiasza, "nikt by nie odróżnił tego, co lecznicze i zdrowotne, i co kucharskie". Rządzi swoista "pornografia" wolnego słowa, które można wsadzić i położyć wszędzie. Polityka, reklama pasty do butów, uśmiechnięte pyski zewsząd, dobro wspólne, lądowanie ufo, prezerwatywy - wszystko w jednym strumieniu informacji. W pewnym momencie już nawet nie wiadomo, czym ma się różnić uprawianie polityki od sprzedaży kondomów. I przestaje się różnić. W tym zalewie nieposegregowanych informacji nie można też kontrolować władzy. Nie wiadomo przecież, co jest ważne, a co nie, co prawdziwe, a co nie. Nie przypomina nam to czegoś?".
Trudno jest w świecie rządzonym przez "pornografię" wolnego słowa znaleźć czas (bo przecież ciągle go nam brakuje) na spokojną refleksję, oddzielenie kąkolu iluzji od pszenicy czystej prawdy. Hermetyczna bańka matrixu, w której siedzimy, jest ciepła i wygodna. Wydaje się nawet, że bezbolesna, choć wszyscy (lub prawie wszyscy) po cichu cierpimy, zarażeni wirusem samotności, duchowego zagubienia, powaleni tęsknotą za ewangeliczną prostotą, wyrazistością, jednoznacznością.
Wyjść z matrixowej iluzji, z ciepłej bańki to rzecz piekielnie skomplikowana, choć możliwa. Najpierw trzeba chcieć. Otworzyć oczy, oczyścić uszy. Najlepszym lekarstwem pozostają wciąż sakramenty, modlitwa, przyjaźń z Jezusem. To dlatego tak mocno kopie się dziś Kościół, który pozostaje w naszym świecie jedyną oazą, w której matrix zbyt mocno korzeni zapuścić nie może. Kościół pozostaje bowiem realny do bólu, jako rzeczywistość bosko-ludzka. Mistyczne Ciało Chrystusa to wciąż organizm, który zbyt łatwo zawirusować się nie da. A "pornografia" wolnego słowa nie jest w stanie przezwyciężyć Słowa, które stało się Ciałem i zamieszkało między nami. To jedno Słowo, którym karmimy się sięgając po księgi Pisma Świętego oraz spożywając Komunię Świętą, żywego i prawdziwego Boga, to jedno Słowo jest w stanie przebić bańkę matrixu, wciągnąć nas w to, co realne, w to, co rozgrywa się w nas i obok nas, na ulicach, w domach i osiedlach, wszędzie tam, gdzie człowiek walczy o swoje człowieczeństwo, nie ulegając dyktatowi wirtualnego i medialnego świata.
W Jezusie odnieść możemy pełne zwycięstwo. Zatem nie biadol, nie ociągaj się, nie rozpaczaj, tylko "wstań i chodź". Wyłącz na chwilę (lub dłużej telewizor), rozstań się na jakiś czas z internetem, ucz się słuchania (pomaga w tym radio, polecam 1,2,3 pr. Polskiego Radia, bądź Radio Maryja, czy inne katolickie rozgłośnie, żadnych Zetek, Esek i RMFów). Spróbuj, powalcz, pomyśl. I weź do ręki Ewangelię. Swoją drogą... Kiedy ostatni raz czytaliście Słowo Boże (codziennie) modląc się nim?... Zostawiam was z tymi myślami, gorąco obejmując każdego i każdą z was modlitwą...
Drogi księże,będąc małolatą przyznam się,że czasami marzyłam o tym co dziś takie kolorowe,łatwo osiągalne,co dziś tak lekko nazywamy grzeszkami,bo wtedy to sumienie odzywało się mocno,ale to były tylko namiastki tych kolorowych pisemek spod lady.Dziś cieszę się,że moje życie i dorastanie było takie stabilne i takie na Tak z Bogiem.Mogłam kochać Boga,bo byłam kochana.Dziś choć mam trochę latek już tak mocno nie odczuwam wyrzutów sumienia,nie żebym mniej kochała Boga,czuję jakby nam więcej wolno.Sumienie gdy zrobię błąd już tak nie krzyczy,czy to co słyszę i widzę w przekazach rozmywa,moją prawdziwą drogę w wierze,że białe do konca nie jest białym,a czarne czarnym.I to prawda,że w kościele jest nadal ten sam Bóg,jakie to szczęście dla ludzkości,że On nie chce być,jak to mowią młodzi;kul.Ale cieszę się,że jest we mnie wciąż ta sama tesknota za tym samym Bogiem w tych samych prawdziwych słowach:Jezu kocham Ciebie.
OdpowiedzUsuń