Powoli otwierające się oczy. Zapach snu, zamulona świadomość, może cichy jęk, bo trzeba się podnieść z łóżka. Znak krzyża, modlitwa. Potem pierwsze krople wody, żywej jak zawsze. Poranna gorąca kawa. Otwarte okno i świeży podmuch wiatru. Czas zacząć dzień. Kolejny dzień, kolejna szansa, wielu przecież się tego poranka już nie obudziło. Powstają ranne zorze, wciągając nas w kolejną przygodę, święty czas, który Pan ofiarowuje nam po raz kolejny…
Szkoła… Praca… Rodzina… Ulice zapełniające się nagle setkami pędzących potomków Adama i Ewy. Plątanina porannych myśli, marzeń, stresów, pragnień. Wcześniej wyznaczone cele przenikają się wzajemnie, eksplodują gdzieś w naszej świadomości, zderzają się z przypadkowo napotkanymi światami, zamkniętymi w ciele, przenikającymi do szpiku kości.
Rozstawiają stragany, jadą tramwajem, zapalają silniki samochodów. Pośpiech, poranna gazeta wciśnięta pod pachę, otępiałe spojrzenie bezdomnego. Mijają kolejne godziny. Wypełnione ciszą i hałasem, tysiącem słów, potrzebnych bardziej lub mniej. Na skrzyżowaniu ulic dziewczyna, ukradkiem wycierająca łzę. Jakaś staruszka kupuje chleb, za pieniądze wyliczone co do grosza. Bezpańskie psy podlewają kolejne drzewka i miejskie trawniki.
Miasto ożyło. W kościołach poranne modły. Kilka osób płonie duchowo, ogień trawi ich wnętrzności. Przyszli do Pana. Rzucają w Jego ramiona swoje córki, synów, wnuki. Młody chłopak opiera się o drewnianą konstrukcję konfesjonału. Przy ołtarzu kapłan. W dłoniach trzyma „ciszę wszechświata”. Białą, chlebową ciszę. W powietrzu ruch, jak na ulicy. Setki anielskich skrzydeł, trzepoczących na niebiańskim wietrze, adorujących Króla Wieków, Nieśmiertelnego. Patrzą się z nutą zazdrości, na wybuchowe mieszanki ciała i duszy, wtulone w zimne ławki... Za chwilę wielu z nich przyjmie Ciało Chrystusa…
Miasto wchodzi w decydującą fazę. Na najwyższych obrotach pracują układy nerwowe, pokarmowe i wszystkie inne. Słychać codzienność, parszywą do bólu, utkaną z nici wzajemnych relacji. Plują na siebie, śmieją się, płaczą. Słuchają kolejnej reprymendy szefa, płaczą po cichu w toalecie. Kupują wieńce na kolejny pogrzeb, kroją brzuchy w szpitalach, giną w wypadkach. Całują się namiętnie w parkach, wychodzą z psem na spacer, kupują nowy samochód. Kradną, sprzedają świeże ryby, zamawiają kolejną czarną, z ciepłą szarlotką. Zdradzają żony, porzucają dzieci, odbierają nagrody, cieszą się z awansu. Umierają w samotności, zaręczają się, plotkują w biurach i kawiarenkach, wymiotują do sedesów. Wiszą na telefonach, szaleją na klawiaturze komputerów, rozkładają towar, sprzedają bilety do muzeów. Wyzywają się, komplementują, wieszają się na gałęziach, powracają po udanej operacji ze szpitala…
Wierzą… W horoskopy, w ślepy los, w potęgę rozumu, w dzieła przypadków… Wierzą w Boga, czytają Biblię, Torę, Koran. Przyjmują Komunię Świętą, szeptają słowa Koranu , śpiewają Kadisz… Wysadzają się w powietrze, gorszą maluczkich, szukają winowajców…
Oddychają, biegną, kupują, szukają, ranią się, płaczą, cieszą, modlą się, zdradzają, toną w szczęściu, dziękują, proszą, żebrają, ofiarują, poświęcają się…
A Jezus?... Leży plackiem w Ogrójcu, poci się krwią, płacze… Widzi ich i prosi Ojca… Przecież za nich wszystkich będzie umierał na krzyżu. Za nich wszystkich będzie zdradzony, pojmany, opluty, wysiekany biczami, posiniaczony… Za nich wszystkich…
Będzie walczył o każdego z nich. Będzie wisiał na gwoździach, by dać im prawdziwą wolność. Będzie zraniony włócznią, by mieli siłę zło dobrem zwyciężać. Będzie krzyczał w samotności, by potrafili się kochać, być blisko siebie… Będzie zamykał oczy, umierając, by oni mogli codziennie otwierać swoje oczy i żyć pełną piersią. Nie zapominając o świecie duchowym, który w nich jest, o Niebie na wyciągnięcie ręki…
Jeszcze jeden dzień… Jeszcze jedna szansa… Jeszcze jedna droga, którą warto pokonać… Droga w głąb, droga wdzierająca się w duchowy świat, droga, o której nie możesz zapomnieć, nawet na chwilę… I ten głos, który nie przestaje powtarzać: „Oto czynię wszystko nowe”…
Jezus pocił się krwią?
OdpowiedzUsuńCzy gdyby Jezus nie umarł to ludzie nie mogliby od tamtych czasów codziennie otwierać oczu? Jezus nie tylko zbawił, ale i uratował ludzkość od jakiegoś kataklizmu?
Kościół robiąc z Jezusa Boga uczynił absurd z kwestii zbawienia. Wychodzi na to, że Bóg zesłał samego siebie na ziemię, po to by złożyć się sobie w ofierze i tym aktem odkupić od siebie ludzi tzn. od potępienia, które sam im przewidział - za winy które są wynikiem nadanej człowiekowi przez niego natury.
Jezus umarł także za ciebie. W ramach rzecz jasna "absurdu zbawienia" :)
OdpowiedzUsuń+pozdrawiam naszego ukochanego ateistę...
Modlę się o Twoje otwarcie się na łaskę wiary. Bracie... Tak wiele tracisz...
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten tekst! Dziękuję!!
OdpowiedzUsuńTu Mateo. Uwielbiam te pozytywne kopniaki!Coraz lepiej,coraz wiecej rozumiem.Ale miłosci Boga i tego co czasami robi nie pojmuje.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry post! Dziękuję za ten tekst...
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Treściowo i nawet - taaaaa, moje zboczenie polonisty - czysto formalnie. Forma wyraża i uzupełnia treść. Bomba :)
OdpowiedzUsuń@Ks. Rafał
OdpowiedzUsuńTo pewnie dlatego wedle katolicyzmu czeka mnie wieczne potępienie (ateizm = grzech śmiertelny)?
Aż tak Cię Bracie kochany Pan Bóg nie uszczęśliwi :) Najpierw będzie krzyż ...
OdpowiedzUsuń+pozdrawiam...
wow! to takie bicie serca, w tym tekście słyszę dudnienie, i nutę melancholii, poetycko. Kopiuję, wklejam i czekam na fotki do tego, pliz, bo to motyw filmowy taki :) cześć! dam znać. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPiękny tekst... prawdziwy... dziękuję za te słowa.
OdpowiedzUsuń"Obudźmy miłość by więcej światła było wokół nas..."
I dalej tu zaglądam? O co chodzi? Przecież ja nie... Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNo właśnie...ja się z Księdzem też często nie zgadzam, a mimo to dalej mnie tu ciągnie. Istne szaleństwo ! :)
OdpowiedzUsuńale ten wpis...no łał.
Drogi Padre!
OdpowiedzUsuńWidzę,że jak zawsze nic nie umknie Twojej uwadze.Pięknie ubrana w słowa nasza szara rzeczywistość(codzienność),pogoń nie wiadomo za czym.A wystarczy na chwilę zwolnić,zwrócić się do Pana o radę na życie,a na pewno wskaże nam właściwa drogę.Wielkie dzięki Najwyższemu za Ciebie i ludzi podobnych Tobie.Pozdrawiam Robert KD.
Robert... Tęsknię za Wami, jak "cholera".... :) pozdrawiam i ściskam.
OdpowiedzUsuń+modlitwą obejmuję całą Wasza rodzinkę...
Styl pisania Księdza jest po prostu mistrzostwem świata i okolic. Jak zwykle słowa, które dają 'popalić', ale oczywiście pozytywnie. To dobrze, że Ksiądz pisze bloga. Wg mnie Ksiądz powinien jeszcze napisać książkę :) ... z takim talentem :) Pozdrawiam mocno.
OdpowiedzUsuńpiękne pisanie.
OdpowiedzUsuńZapiera dech.
sorkowiczu kochany.
Dzięki ci bracie.
I Tobie Boże, żeś sorkowiczowi talenty dał.